●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

30 stycznia 2009

Przedawkowanie...

Kolejny post z cyklu "Kawa jest wśród nas". :)

Następujące zdjęcia są wynikiem wybuchowej mieszanki jaką stanowi odmóżdżająca praca oraz przedawkowanie pewnej używki. Proszę zdjęcia (nie) traktować jako dzieła sztuki. Oraz nie sugerować nimi przy ocenie naszego stanu umysłowego czy też poczytalności. ;)

Zdjęcia by Cannehal.



Ile radości może dostarczyć zwyczajna butelka po wodzie mineralnej. ;) Pomysł by Cannehal, zdjęcia by me, dłoń by Cannehal. Zresztą to widać po solidnych paluchach. :P ;)




Pod kołami pociągu

Huk uderzenia, rozpadający się traktor. Mimo dobrej widoczności kierowca z jakiegoś powodu nie zatrzymał się przed przejazdem i wjechał prosto pod pociąg. Skład zatrzymał się kilkaset metrów dalej





Wczesnym popołudniem, 14 stycznia, około godz. 14.00 pasażerowie pociągu usłyszeli sygnał lokomotywy, a następnie poczuli, że skład gwałtownie hamuje. Z relacji świadków wynika, że po chwili usłyszeli trzask i zobaczyli przez okna oderwane kawałki ciągnika. Pociąg zatrzymał się.
Niestety 54-letni kierowca traktora nie przeżył wypadku. Jego ursus dosłownie rozpadł się na części, szczątki porozrzucane były na odcinku około 200 metrów, czyli odległości, jakiej potrzebował pociąg do całkowitego zatrzymania się.
Wypadku nie przeżył również koń, wieziony na przyczepce do transportu zwierząt. Przejazd był oznakowany znakiem „STOP”, w tym miejscu jest długa prosta, praktycznie nie sposób nie zauważyć nadjeżdżającego pociągu.


23 stycznia 2009

Zapach kawy

Co wita po pierwsze po wejściu do biura? Wcale nie Szef, ani Kolega. Nie chodzi też o klienta mailowego, czy telefon w ważnej - jak zawsze - sprawie.

Najpierw jest przytulny i ciepły korytarz rozkładający na powitanie ramiona z zapachu kawy...

Miłego dnia! Idę szykować latte macchiato. :)

22 stycznia 2009

Jesteśmy wszędzie

Na rynku pojawiło się nowe medium reklamowe. Tak zwany light advertising. W ramach promocji wykupiliśmy więc specjalną reklamę naszego bloga. Jak widać całe miasto zostało obwieszone skrótem promującym City by Night.





Dla ciekawskich - zdjęcia nie są efektem obróbki w programie graficznym.

Niektórzy mają gorzej

Bezdomność jest określana jako problem społeczny. Ma różne źródła i różne skutki. Można być bezdomnym bez dachu nad głową ale można także być bezdomnym niemającym jedynie własnego domu z prawdziwego zdarzenia, jak w przypadku „całorocznych działkowiczów”. Jak w czasie tej srogiej zimy radzą sobie bezdomni?

Tegoroczna zima, w porównaniu do poprzednich kilku lat jest wyjątkowo sroga. Odbija się to nie tylko na problemach z odpalaniem samochodów, czy większym zużyciem energii potrzebnej do ogrzewania mieszkań i domów. Sroga zima szczególnie wdaje się we znaki osobom, które nie mają własnego dachu nad głową. Policja apeluje o zgłaszanie wszystkich zauważonych przypadków, które mogą być potencjalne niebezpieczne dla bezdomnych. Już tej zimy przynajmniej kilka osób zostało uratowanych od zamarznięcia.
W mieście już od wielu lat działa noclegownia, w której schronić się może każdy, kto nie ma gdzie mieszkać. Jak wygląda jej funkcjonowanie w tegorocznej srogiej zimie?
Jest w niej wyraźnie więcej osób, gdyż praktycznie wszystkie miejsca są zajęte cały czas. Gdy policja przywozi kolejną osobę, jedynym warunkiem do przyjęcia jest stan trzeźwości.
Odmienną grupę bezdomnych reprezentują ludzie, którzy za swój dom obrali altankę na działce. Nieraz mieszkają tam wiele lat i dostosowują ją do swoich potrzeb tak, że nawet zima im nie jest straszna. Ludzie ci często nie chcą skorzystać z oferowanej im pomocy. Przecież nikogo nie można zmusić do spania w noclegowni.


Pan Roman pokazuje swój pokój. - Tegoroczna zima jest ostrzejsza niż poprzednie - mówi

Pan Antoni z działki po lewej stronie
Postanowiłem zajrzeć na działki i odszukać kogoś, kto mieszka tam na stałe. Okazało się, że osoby z noclegowni doskonale znają swoje środowisko. Opis dotarcia do pana Antoniego wyglądał mniej więcej tak – Na działkach prosto, główną aleją, później w lewo i po prawej będzie taki dom z drewnianym płotkiem. Dotarcie na miejsce okazało się całkiem proste. Mały domek pana Antoniego nie wyróżnia się niczym spośród otaczających go innych działek. Może tylko tym, że nawet zimą czuć w nim życie, odśnieżone ścieżki, pod ścianą ułożony stosik drewna i wydobywający się z komina dym. Pan Antoni właśnie rąbie drzewo, zaprasza do siebie i opowiada: - Jakoś się tutaj żyje. Rano wstaję, przyniosę drewno, rozpalę w piecu. Później przejdę się do miasta a wieczorem trochę pooglądam telewizję. I czas leci. - Jak długo pan Antoni mieszka na działce? - Osiem lat już tutaj mieszkam. To moja działka i wprowadziłem się krótko po rozwodzie z żoną. - Tegoroczna zima jest bardzo mroźna, w jaki sposób ją przetrwać, gdy nie ma się domu? - Lubię zimę, bo mam większy spokój niż latem, tylko wody nie ma, bo jest zakręcana. Muszę ją nosić od znajomego, albo od córki. Pięć litrów dziennie mi wystarczy. - Pan Antoni ma zadbane mieszkanko, przypominające prawdziwy dom, ciasny, ale własny, na stole stoi chleb, czuć zapach herbaty, tytoniu i zapach żeliwnego pieca, który pamięta jeszcze czasy I Wojny Światowej – Ten piec kupiłem na złomie, jest jeszcze dobry, naprawiłem go i chce obłożyć kafelkami. - Z pieca słuchać trzask palącego się drewna, pachnie ciepłem, herbatą i tytoniem – Niektórzy w mieście mają gorzej – podsumowuje rozmówca odpalając papierosa – poza tym pomaga mi rodzina i była żona. - Niestety działki nie są najbezpieczniejsze - Pięć razy się tutaj ktoś do mnie włamał, odkąd tutaj mieszkam. - żali się właściciel.


Działka pana Antoniego jest zadbana także zimą. Widać, ze właściciel stara się żyć tutaj tak jak w prawdziwym, własnym domu


Wychodząc od pana Antoniego zastanawiam się, czym właściwie jest bezdomność. Z jednej strony mamy jakieś ugruntowane stereotypy bezdomnych żuli, którzy nie potrafią sobie radzić i odrzucają wszelką formę pomocy, z drugiej strony rzeczywistość pokazuje osoby takie jak pan Antoni, który chociaż ma ciężko to potrafi sobie poradzić w tej trudnej sytuacji. Po poznaniu jego historii przestaje dziwić fakt, że woli swoją własną działkę niż publiczną noclegownię.

20 stycznia 2009

Dotyk morskiej soli

Wbrew tytułowi nie będzie to post o wakacjach nad morzem a o... jedzeniu czekolady. Zapewne większość, jak nie wszyscy znacie firmę Lindt, która produkuje jedne z najdroższych czekolad na rynku. Ale czy na pewno najsmaczniejsze? To już rzecz gustu, dla mnie są bezkompromisowo rewelacyjne a smak lindtowskiej czekolady wyczuję nawet w papierku czekolady z Biedronki.
Charakterystyczne dla Lindta jest fantazjowanie na temat smaków. Co rusz na rynku pojawia się jakaś nowa oryginalna czekolada. A to czekolada z chilii, a to czekolada z płatkami pomarańczy. Dzisiaj, na sklepowej półce moje oczy dojrzały bardzo oryginalną nowość w kolekcji smaków Lindta. Pozbierawszy z podłogi moje biedne patrzałki, które z wrażenia pokulały się pod sklepowy regał, wziąłem do ręki tabliczkę w biało-fioletowym papierku i powędrowałem do kasy. Jedyne aż 7,79 kosztuje taka przyjemność. Ale nic to, czego się nie robi dla własnego podniebienia.

Przedstawiam Wam czekoladę Lindt - A Touch of Sea Salt, posmakować musicie sami, gwarantuję jednak niesamowite wrażenie, gdy spośród lekko waniliowej ciemnej czekolady wyłania się smak morskiej soli. Jeżeli jedliście kiedyś słodycze po kąpieli w morzu to wiecie o czym piszę.


Czasami domowy skaner na coś się jak widać przydaje.

Kto rano wstaje...

... ten łapie ciekawe ujęcia w drodze do pracy. :D

(Tło muzyczne: Thievery Corporation - Mandala.)

Dzisiejsze niebo po godzinie siódmej zaparło dech w piersiach. Niestety ucierpiał na tym The Cycu z powodu spaceru skróconego do minimum - takie kolory bardzo szybko mijają...

Wiadukt Wojska Polskiego/Niestachowska. W oddali widoczny bardzo ciekawy kościół parafii pw. Św. Jana Vianney. Nieco bliżej - jedna z kilku wielkich willi znajdujących się w okolicy.


Widok z wiaduktu na Ulicę Niestachowską - jak zwykle zakorkowaną o tej porze.


Gwóźdź programu dzisiejszego poranka. Nie wymaga komentarza. :) Nie było czasu złapać lepszego ujęcia - takie światło było jedynie przez kilkanaście minut...



Uniwesytet Przyrodniczy, dawniej Akademia Rolnicza - czego się nie robi dla prestiżu. ;) Widoczna także na poprzednich zdjęciach.


Co kilka minut okoliczne chodniki atakuje armia studentów wytaczających się ze środków komunikacji miejskiej. Jedni szybciej inni spokojniej zmierzają do głównego gmachu uczelni. Po prawej pomnic Siewcy. Taki jakby Marych II. ;)


Przystanek codzienny.


Z powyższym przystankiem tramwajowym jest związana pewna anegdota. Jakiś czas temu nazywał się "Wołyńska". Nie tak dawno w celu ujednolicenia zmienił nazwę razem z pobliską uczelnią. Chcąc kupić bilet liniowy, trzeba określić przystanek początkowy:

- Poproszę sześć przystanków z Uniwersytetu Przyrodniczego.
- Nie ma takiego przystanku.
- No jak nie ma? Przecież gdy byłem tam przed chwilą jeszcze się tak nazywał.
- No ale ja nie mam takiego w systemie.
- To może Wołyńska?
Bez chwili zawahania:
- Wołyńska jest.

Po co w takim razie był cały cyrk, skoro pani i tak wiedziała o co chodzi?

Po desancie z bimby - Osiedle Polanka. Wybudowane w sporej części przez znanego Poznaniakom developera.


Osiedle posiada zamknięte sekcje. Gdy pierwszy raz chciałem dotrzeć do pracy - wlazłem w jedną z "zagród" i próbując wyjść w końcu musiałem wrócić do punktu wejścia. Zamknięte osiedla budzą nieco kontrowersji. Z jednej strony - to izolowanie się od otoczenia, od miasta i od ludzi. Tworzenie z samych siebie swego rodzaju elity. Z drugiej jednak strony - co by o tym nie mówić - zamknięcie znacznie zwiększa bezpieczeństwo i daje pewne poczucie przytulności. Tym bardziej jeśli takie osiedle jest zaopatrzone we wszelkie niezbędne sklepy. Tak jak w wielu innych przypadkach - coś za coś.


18 stycznia 2009

Cytadela zimą

W ramach dalszych testów, ale także dla rozrywki wybraliśmy się na Cytadelę. Zaskakująco dużo ludzi jak na zimową porę roku, tym bardziej, że dzisiaj zbyt ciepło nie było. Z drugiej jednak strony - pogoda była doskonała do aktywności na śniegu. I tak - całe rodziny, włącznie z psami krążyły po stawie w Rosarium, nie żałując powstałych tam trzech ślizgawek. Niejedno dziecko nie jeden raz pacnęło siedzeniem o twardy lód. Żadne z nich jednak się nie poddało i zaczynało zabawę od początku. Niektóre ze wspomaganiem jednego z rodziców.











Lans++

Jak już wskazuje sam tytuł - niniejszy post będzie nieciekawy i czysto techniczny. Otóż zawiedziony coraz gorszymi zdjęciami wykonywanymi przez poczciwą komórę, postanowiłem wreszcie zainwestować w porządniejszy sprzęt. Zasięgnąłem konsultacji u ~M, zabrałem go na ekspertyzę sprzętu przed zakupem. Jednak nie ma to jak fachowiec w rodzinie. :D Niniejszym przedstawiam efekty beta-testów.

Testy długiego naświetlania - dziesięć sekund, minimalna przysłona. Zdjęcia wykonywane z samochodu.


Ogrody nocą.


Obiad jako podziękowanie ~M za asystę przy zakupie sprzętu.


Parking pod Biedronką na rogu Piątkowskiej i Słowiańskiej.


Nasz środek transportu. Proszę zwrócić uwagę na artystyczne wzorki z zacieków brudnego śniegu i soli. ;)


Znany już co niektórym wiadukt Wojska Polskiego/Witosa. Teraz w nieco lepszym świetle niż wcześniej.


Poniżej dzieło ~M. Miejsce to samo.


Testy filtra polaryzacyjnego. Obydwa komputery włączone - jeden wysyła fale o innym kierunku niż drugi. Ciekawy efekt.



Testy wbudowanej lampy błyskowej. Byliśmy w niezłym szoku - do widocznego budynku jest jakieś 40-50 metrów.


Testy makro.


A tutaj już widok z okna biura na sąsiedni, budowany jeszcze biurowiec MOP.


Eksperyment z długim naświetlaniem w ciągu dnia. Zdjęcie wypalone, ale efekt mniej więcej osiągnięty.