●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

22 września 2011

Świeża oliwa

Świeża oliwa tylko w Trogirze. Letnie wspomnienia targu pachnącego świeżymi owocami, kozimi serami i domowymi wędlinami. Najbardziej urokliwe i pięknie chwytające światło buteleczki same w sobie są małymi dziełami sztuki.

A na kolację chleb, oliwa, pomidor i kozi ser ;)

Marketplace Trogir

Marketplace Trogir

21 września 2011

Vinisce

Dzisiaj trzy widoczki z Vinisce. Prosto z pustej plaży. Pustej mimo środka sezonu turystycznego. Mało jest miejsc w Chorwacji, gdzie plaże są tak ubogie w turystów, jednak gdy dobrze się poszuka to "za siódmą górą, za siódmą rzeką" można znaleźć urokliwe miejsca.


Vinisce

Vinisce

Vinisce


13 września 2011

Husycki Bozkov

Wraz z nowym panelem sterowania blogspot.com warto przetestować i zamieścić nową notkę.
Dzisiaj trochę zdjęć z czeskiego Bozkova. Miejscowość istniejąca od co najmniej XIV wieku to typowa miejscowość dla turystów szukających ciszy i spokoju. Położona dosyć daleko od głównych dróg w miejscu do którego trudno trafić leży równocześnie w samym centrum Czeskiego Raju. Blisko stąd do szlaków turystycznych Karkonoszy, ale przede wszystkim do Gór Izerskich.

Bozkov

Bozkov
Widok z wieży kościoła.

Bozkov

Bozkov
Budynek przy dolnej części kadru to husycki zbór.

Bozkov
Gdy schodziliśmy z wieży, trafiliśmy akurat na godzinę bicia dzwonów. Było głośno.

Bozkov
Ciekawe wnętrza starej kościelnej wieży inspirują. Nie tylko fotograficznie.

Bozkov

Bozkov

Bozkov
W Bozkovie znajduje się cudowne źródełko. Trudno do niego trafić. Niech to zdjęcie będzie pomocą. Schodzimy od kościoła drogą po prawej, następnie skręcamy w prawo prawie o 180 stopni i dochodzimy do miejsca widocznego na ostatnim zdjęciu.

Bozkov

9 sierpnia 2011

Split by Night

Aby tytułowi bloga stała się zadość, dzisiaj zapraszamy na krótki spacer po wieczornych i nocnych zakamarkach Splitu. Podróż rozpoczynamy w tym samym miejscu, w którym poprzednia dobiegła końca - na splickiej promenadzie.

Sply by Night

Motorówką do brzegu dobiła grupa przyjaciół, którzy po wyjściu na nabrzeże, ubrali buty i zniknęli w nocnym gwarze klubów i barów.

Sply by Night

Pięknie oświetlona, zmoczona deszczem promenada to idealne miejsce na reportażowe, nocne ujęcia Splitu.

Sply by Night

Przy promenadzie znajduje się potężna makieta centrum miasta. Dobrze jest rozeznać się na niej w rozlokowaniu uliczek i zakamarków.

Sply by Night: Marketplace

Jak widać targ działa o każdej godzinie. Szczególnie, jeżeli turystów jest w bród. (21:02)

Sply by Night

Wspominałem już, że Split jest miastem zawieszonym między przeszłością a przyszłością. Idealnym przykładem są miejsca takie jak to, gdzie stary budynek, ustawiony o dziwno na dachu nowszej konstrukcji zamyka się w ramach tła, na które składa się luksusowy hotel (ul. Petrova).

Sply by Night

Kolumny ślubne w Polsce jeżdżą i trąbią. W Chorwacji robią to jednak jakby intensywniej, weselej, radośniej. Do tego można spotkać widoczki takie jak ten.

Sply by Night

A na nocny deser zabawnie kontrastująca z chorwackim wybrzeżem reklama banku.

31 lipca 2011

Powroty do Splitu

Tegoroczny powrót do Chorwacji przyniósł ze sobą dwie wizyty w Splicie - nietypowym jak na Chorwację mieście. Dlaczego nietypowym? Bo łączy ze sobą klasyczny wygląd miejscowości chorwackiego wybrzeża i nowoczesność współczesnych europejskich metropolii. Tak, europejskich, nie bójmy się użyć tego słowa, bo chociaż Chorwacja jeszcze do Unii Europejskiej nie należy to gospodarczo rozwija się szybciej niż będąca już we wspólnocie Słowenia. Wystarczy zerknąć na statystyki Banku Światowego dla Chorwacji i Słowenii. Mimo że PKB per capita Słowenia ma większe, to jednak wzrost Chorwacji jest wyraźnie szybszy. Dzieje się tak za sprawą turystyki, która w tej chwili zapewnia Chorwacji około 1/3 przychodu. Widać to na każdym kroku w olbrzymich inwestycjach, które są czynione w tym kraju a przy każdym powrocie w zmianach upodabniających Chorwację do typowych krajów europejskich.

Split jest drugim co do wielkości miastem Chorwacji. Stąd moje określenie go jako metropolii, chociaż patrząc na liczbę ludności, która wynosi około 300 tysięcy na to miano nie zasługuje. Split jednak jest ważnym miastem na Chorwackiej mapie turystycznej. To właśnie tutaj znajduje się pałac, pochodzącego z Dalmacji, rzymskiego cesarza Dioklecjana. CbN pisał o tym już wcześniej.

Pora na kolejną porcję zdjęć.

Split
Podziemia Pałacu Dioklecjana. Dzisiaj obstawione przez stragany.

Split
Bardzo ciekawa restauracyjka. Goście mogą usiąść sobie na historycznych schodach, za stolik służy im natomiast prosta deseczka.

Split
Mauzoleum Dioklecjana. Dzisiaj Katedra Św. Duji.

Split
Kawowy relaks. Przepyszna kawa i jeszcze lepsza czekolada firmy Eraclea (niestety chyba niedostępna nigdzie poza Chorwacją.

Split

Split
Jeden z najstarszych i najmniejszych kościołów wczesnochrześcijańskich.

Split
Zapuszczając się kawałek w bok, w mało uczęszczane uliczki, nawet w Splicie można znaleźć zaniedbane ruiny w samym centrum starego miasta. Dla ciekawskich zdjęcie ma dokładnego geotaga.

Split
Być Chorwatem to znaczy mieć możliwość na co dzień mieszkać w otoczeniu historii. (Fragment starego miasta na terenie byłego Pałacu Dioklecjana (UNESCO)).

Split

Split

Split
Widok na port.


Pięknym zachodem słońca żegnał nas Split w czasie naszej drugiej tegorocznej wizyty. Oczywiście tuż przy kawiarenkach serwujących wyśmienitą kawę i gorącą czekoladę.
Split

Split

Split

2 czerwca 2011

Radio Maryja nie popiera przemocy

Od kilku tygodni poświęcam kilka minut dziennie (właściwie to minut nocnych) na podsłuchiwanie rozgłośni Tadeusza Rydzyka. Zadziwiający jest sposób prowadzenia rozmów, zadziwiająca jest tematyka, która non stop i mniej więcej co drugą noc obraca się wokół polityki i Smoleńska. Dość powiedzieć, że nagminnie dzwoni pewna pani z Francji, z uniesieniem opowiadając, że w Polsce źle się dzieje, że ludzie są zaślepieni przez TVN, Polsat, a ona na emigracji słucha tylko Radia Maryja i TV Trwam.
Ostatnio jednak rozmowa toczyła się w innym kierunku; mianowicie w kierunku obecności dzieci w kościele (nie w Kościele, tylko właśnie w kościele na mszy). Słuchaczka opowiadała z przejęciem jak jej córka kręciła się i wierciła w kościele rozglądając to tu to tam. Postanowiła więc nauczyć ją, jak ma się zachowywać w domu Boga. Wybrała bardzo prosty sposób. Jak sama opowiadała, dziecko musiało klęczeć przez 15 minut (następnie mówiła, że przez godzinę, więc zakładam, że to nie była jednorazowa sytuacja), z obrazkiem świętym, albo krzyżem w ręce i nie musiało cały ten czas mieć wzrok wlepiony w jedno miejsce (zakładam, że w ów obrazek albo krzyż). Gdy dziecko się tylko obracało, jak mówiła słuchaczka, dostawało reprymendę, że 'będzie klęczeć trzy godziny a nie jedną'. Słuchaczka z dumą opowiadała, jak to jej dziecko po takiej terapii wychowawczej grzecznie patrzy się w kościele na księdza i ołtarz.
Warto w tym momencie zaznaczyć, że kobieta stwierdziła, iż nie jest za tym, żeby dzieci bić, można je nauczyć w inny sposób. W czym zawtórował jej ksiądz.

Pytanie moje brzmi. Czego nauczyło się dziecko, skoro z dalszej opowieści ów słuchaczki wynikało, że tydzień przed pierwszą komunią córka postanowiła nie chodzić wcale do kościoła i zbuntowała się na religię, co też matka zinterpretowała jako żal po śmierci jej męża? Czy obecność w kościele polega na gapieniu się w ołtarz? (Sądząc po większości katolików w czasie mszy - tak). Czy takie metody "wychowawcze" są rzeczywiście mniej uwłaczające dziecku niż zwyczajny klaps?

1 czerwca 2011

Dorsz na maśle

Jemy za mało ryb. Ja, Ty, my, wszyscy... Nie dość, że te stworzenia są bardzo pyszne, to jeszcze bardzo zdrowe. Wystarczy spojrzeć na Eskimosów :)

A poważniej to smacznego życzę.

Dorsz na maśle
- dorsz
- masło
- koperek
- sól i pieprz

Trochę masła w kawałeczkach wrzuć na dno. Dorsza przypraw, kolejną porcję masła wrzuć na wierzch, wszystko posyp dużą ilością koperku.
Wstaw do piekarnika nagrzanego do temperatury 200 stopni na około 20 minut.

23 maja 2011

Wypadek

Kilka dni temu pisano o tym wypadku na wszystkich portalach informacyjnych. Zdaje się, że nawet w TV co nieco pokazali. Warszawski autobus z niewiadomych przyczyn zjechał ze skarpy uderzając w barierkę. W bok autobusu wbił się natomiast samochód osobowy. CBN był na miejscu kilka minut po wypadku. Przypadkiem co prawda, jednak fotografię mamy.

1 kwietnia 2011

Jeden

W związku z drożejącymi cenami cukru i paliw zespół City By Night postanowił zakończyć swoją działalność. Nie oznacza to oczywiście, że blog zniknie. Od dzisiaj jednak, zamiast fotografii podróżniczych i felietonów, pojawiać się będą zdjęcia przypadkowo napotkanych liczb. Na dzień dzisiejszy, oczywiście, jedynka.

24 marca 2011

Nadziewane pieczarki

Dzisiaj, siłą rozpędu, przepis na nadziewane pieczarki.
Okazało się, że chyba zupełnie niedawno pojawił się na rynku nowy gatunek pieczarek. Są większe, o mniej zróżnicowanej wielkości i co najważniejsze - ciemne. W smaku bardzo dobre, chyba nawet lepsze od tych zwykłych. Postanowiłem zrobić z nich nietypowy użytek i tak powstał przepis na nadziewane pieczarki.

Potrzebne będą:
- pieczarki
- dynia (w zalewie)
- pomidory koktajlowe
- ocet winny
- sól, pieprz, bazylia i estragon

Teraz do dzieła.

Pieczarki oczyść, oderwij nóżki (wyciągnij je tak, żeby można było do środka nałożyć później nadzienie). Nóżki skrój drobniutko, podobnie pokrój dynię i pomidory. Wrzuć wszystko na patelnię, najlepiej najpierw na kilka minut pieczarki, bo potrzebują więcej czasu, aby mogły dobrze się podsmażyć. Całe nadzienie przypraw solą, pieprzem i ziołami. Duś pod przykryciem około 10 minut, aby wszystko dobrze zmiękło a pomidory się rozpadły.
Tak przygotowanym nadzieniem wypełnij pieczarki. Powinno wystarczyć ;)

I teraz do nagrzanego piekarnika. Dobrze jest wysmarować wcześniej naczynie tłuszczem. 150 stopni i około 15-20 minut (w zależności do tego jak bardzo miękkie chcesz mieć pieczarki).
Grzyby można wcześniej obgotować w osolonej wodzie. Będą smaczniejsze i bardziej miękkie.

Reszta "gadżetów" na fotografii to ziemniaczki gotowane w mundurkach i sos beszamelowy z dodatkiem kostki drobiowej.

Smacznego :)

1 lutego 2011

Dubrovnik i pływające 25 milionów dolarów

Dubrownik można nazwać niezaprzeczalnie turystyczną stolicą Chorwacji. Położony w południowej Dalmacji znajduje się prawie na tej samej szerokości geograficznej co Rzym, Madryt, czy Istanbuł. Skutkuje to przede wszystkim piekielnie ciepłym latem. Temperatura w cieniu osiągająca jakieś absurdalne wartości sprawia, że człowiek więcej zapamiętuje, niż fotografuje.
Niemniej na CBN nie mogła zabraknąć chociaż kilku fotografii tego pięknego miejsca.

Sam Dubrownik liczy sobie niespełna 50 tys. mieszkańców, jednak jego historia sięgająca VII wieku ściąga w te rejony rzesze europejskich turystów. Bizancjum kapie tutaj z każdego zakamarka. Widoki przypominają filmy z Jamesem Bondem (i nie tylko one, ale o tym za chwilę).

Dubrovnik

Dubrovnik
Jeden z kilku(nastu) nowo wybudowanych hoteli w mieście.

Dubrovnik
W takim miejscu wszędobylskie i zawszobylskie słońce można wykorzystać również do celów reklamowych. Świetny pomysł, jednak w naszych warunkach by się raczej nie sprawdził.

Dubrovnik
Wejście do portu, które pamięta zapewne czasy Bizancjum.

Dubrovnik
Tłok w centrum utrudnia nie tylko parkowanie ale wręcz normalne poruszanie się samochodem. To widoki częste w czasie turystycznego, wakacyjnego zwiedzania, jednak zazwyczaj pomijane w folderach promocyjnych. Warto też zaznaczyć, że ceny parkingów przyprawiają o zawał.

Dubrovnik
Drugie skojarzenie z Jamesem Bondem. "Quantum of Solace", jacht o nazwie takiej samej jak jeden z filmów z tym superszpiegiem, stał sobie zacumowany w pobliżu dubrownickiego portu. Wartość: 25 milionów dolarów.

19 stycznia 2011

Śmierć przychodzi ukradkiem

Zdarzenia opisane w tych wspomnieniach to kilka godzin z życia żołnierza na polu walki. Są zapisem tragicznych wspomnień. Pamiętna akcja miała miejsce 20 września 2008 roku. Bohaterstwo naszych żołnierzy na długo pozostanie w pamięci

Wzgórze
-
Tutaj rozbijamy obóz - powiedział dowódca. My, w części doświadczeni żołnierze, w części rekruci, wykonywaliśmy w pośpiechu polecenia. Część drużyny rozstawiła się na naturalnym wzgórzu, które stało się naszą tymczasową bazą. Obserwowali bacznie teren, aby w żadnym wypadku wróg nie mógł wykorzystać elementu zaskoczenia. Zapach lasu, brezentu, szczęk broni nadawał klimatu niczym z hollywoodzkiego filmu akcji. Ale to nie film, to rzeczywistość. Byliśmy drużyną, która podzielona na oddziały miała do wykonania bardzo niebezpieczne zadanie. O jego szczegółach dopiero mieliśmy zostać poinformowani. Dowództwo obradowało rozkładając mapy na skrzyniach z zaopatrzeniem. Podzielona na pododdziały drużyna wykonywała zlecone zadania. Praca wrzała.

Szum lasu
Naszemu oddziałowi przypadło do wykonania jedno z niebezpieczniejszych zdań. Skradając się między drzewami co chwilę przykucaliśmy, aby nasłuchiwać. Szelest liści mieszał się z poruszającą się nieopodal wojskową terenówką. Jej silnik zagłuszał przez moment odgłosy lasu. Nie było to korzystne dla naszego oddziału. Mieliśmy zadanie do wykonania. Musieliśmy dotrzeć do bazy przeciwnika i narobić mu tyle problemów ile tylko się uda. Nie mogliśmy dać się złapać po drodze, bo to oznaczałoby niepowodzenie naszej misji. Równocześnie inna drużyna próbowała dostać się do naszego priorytetowego celu - zapory. Nie wiedzieliśmy, czy im się uda, czy nie. Nie mieliśmy pojęcia jak zakończy się ostateczna bitwa. Nie mieliśmy czasu na analizowanie sytuacji. Trzeba było iść do celu.

Pierwszy kontakt
O ile można krzyczeć szeptem, to właśnie tak wypowiedziane zdanie dotarło do mnie w pewnej chwili -
Na ziemię! To jeden z członków naszego oddziału kazał przykucnąć. Chyba kogoś dojrzał. Chwila wypatrywania, wytężanie kilku par oczu przyniosło pożądany efekt. W odległości kilkudziesięciu metrów, na pobliskiej górce porośniętej gęstym lasem przemykała sylwetka skulonego człowieka. Wywołanie przez radio nie przyniosło efektów. To wróg. Zwiadowca. Trzeba było teraz podjąć decyzję. Jeżeli nas zauważył, istnieje ryzyko, że wróci z posiłkami. W przeciwnym wypadku, nie stanowi zagrożenia dla oddziału. Podążał jednak w kierunku naszego obozu. Trzeba ostrzec swoich, albo wyeliminować zwiadowcę. Eliminacja oznaczała ryzyko wykrycia przez ewentualnych innych członków wrogiej grupy, jeżeli było ich więcej. Samotnie, w czasie wojny raczej nikt po lesie nie chodzi. Ryzyko jest więc zbyt duże. Postanowiliśmy, że pójdziemy dalej a naszą bazę powiadomimy przez radio. W końcu jest dobrze strzeżona.

Wróg atakuje
Wywiad nie spisał się najlepiej. Co prawda mapy terenu były dokładne, jednak terytorium wroga zostało zaznaczone jedynie w zarysie. Kolejne minuty obfitowały w problemy techniczne. Trudność w połączeniu się z bazą, cisza w eterze. Nie wiedzieliśmy czy baza jeszcze istnieje, czy została zdobyta przez wroga. Zadanie, zadanie do wykonania. W pewnym momencie las się skończył, wyszliśmy na otwartą przestrzeń porośniętą wysokimi trawami. Od kolejnej ściany drzew dzieliło nas kilkadziesiąt metrów. Cisza. Coś tutaj nie gra, czyżbyśmy obeszli teren wroga naokoło? Idziemy powoli, gdy nagle z oddali dobiegły nas głosy. Przypadkowi cywile, czy wróg? Głosy wydają się zbyt głośne jak na żołnierzy. Oni przecież zachowywali by się ciszej. Mimo to ostrożnie zaczęliśmy się skradać. Coraz wolniej i wolniej. Zbliżająca się ściana lasu nie nastrajała optymistycznie. Rozciągający się za nami teren sprawiał, że byliśmy widoczni jak na patelni. Kaczki na odstrzał. Chyba wykrakaliśmy, bo spomiędzy drzew poleciała seria z automatu. Liście zostały rozprute pociskami. Padliśmy na ziemię, za krzaki i najbliższe drzewa. Jeden z członków zespołu zaczął skradać się w pobliskie krzaki, aby stamtąd wypatrzeć i zdjąć wroga. Zniknął nam z oczu i w tym momencie dała się słyszeć kolejna seria. Odpowiedzieliśmy ogniem, na ślepo w kierunku odgłosów wystrzałów. -
Przerwać ogień - krzyknął dowódca. Nastała cisza.

Śmierć przychodzi ukradkiem
Przerwała ją dopiero kolejna seria z broni wroga. Zakończona okrzykiem naszego ukrytego w krzakach żołnierza -
Dostałem! Nasz medyk chciała rzucić się na pomoc - Muszę tam iść, muszę tam iść. Niestety ostrzał był zbyt intensywny. Mimo leżącego w krzakach rannego członka naszej drużyny wróg nie przestawał pruć z automatów. Żołnierze byli doskonale ukryci. Sprzyjało temu ukształtowanie terenu i roślinności. Byliśmy ugotowani. W ciągu kilku minut wymiany ognia, kolejne osoby z naszej drużyny padały trafione kulami wroga. Dopiero po dłuższym czasie udało się dosięgnąć jednego z przeciwników. Nastała złowroga cisza. Nawet las zamilkł. Pod ostrzałem rozdzieliliśmy się. Postanowiłem spróbować obejść miejsce walki i podejść od boku w kierunku, z którego dobiegały ostatnie strzały. Skradając się wypatrywałem, czy zza krzaków wyłoni się sylwetka przeciwnika. Cisza trwała niezmiennie, nie było słychać najmniejszego szmeru. Przechodząc po kilkanaście centymetrów przystawałem, aby nasłuchiwać. Od dłuższego czasu nie było słychać żadnych wystrzałów. Podejrzana sprawa. Ułamek sekundy po tej myśli z krzaków po prawej stronie rozległ się wystrzał, w tym samym momencie poczułem uderzenie kuli. W ostatniej chwili dostrzegłem leżącą w krzakach sylwetkę wrogiego żołnierza. Dostałem. Śmierć przyszła ukradkiem.

AirSoft Gun
AirSoft Gun

AirSoft Gun

AirSoft Gun