●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

27 grudnia 2010

10 Kolęd dla Przyjaciół

Gdyby wszystkie kolędy były w takim klimacie, mógłbym słuchać ich cały rok.

Koncert 10 Kolęd dla Przyjaciół 2010.

10 Kolęd dla Przyjaciół

10 Kolęd dla Przyjaciół

10 Kolęd dla Przyjaciół

10 Kolęd dla Przyjaciół

10 Kolęd dla Przyjaciół

10 Kolęd dla Przyjaciół

10 Kolęd dla Przyjaciół

10 Kolęd dla Przyjaciół

10 Kolęd dla Przyjaciół

I jeszcze dwa filmiki. Kiepska jakość dźwięku, bo było zbyt głośno dla mikrofonu w telefonie. Najpierw moja ulubiona interpretacja, czyli Mizerna Cicha (chyba jak zawsze najlepsze wykonanie) oraz Tomek Cebo, składający życzenia świąteczne w dość nietypowy sposób.



13 grudnia 2010

Zblokowany klawisz

Scroll Lock to tajemniczy jegomość na klawiaturze naszych komputerów. Dzisiaj wręcz zapomniany, praktycznie nigdy nie używany. Czy pamiętacie, kiedy ostatni raz przyciskaliście klawisz oznaczony tym napisem? Ja nie pamiętam i nie zwalałbym tego na karb mojej marnej jakości pamięci.


Dawno, dawno temu, w czasach dinozaurów komputerowych scroll lock używany był do poruszania się po tekście. Jego wciśnięcie sprawiało, że można było poruszać się między stronami. Wyłączenie scroll locka przełączało w tryb poruszania kursorem. Wielce przydatna to funkcja dla komputera, który... nie miał myszki, ani okienkowego systemu operacyjnego. Dzisiaj podstawowa funkcja tego klawisza obecna jest chyba tylko w systemach z rodziny Linuxa/Unix.
Podobno Microsoft Excel potrafi zagospodarować scroll locka, jednak z racji tego, że nie posiadam wspomnianego programu, nie sprawdzę (aczkolwiek nie omieszkam sprawdzić jego funkcjonalności w Open Office).

Natomiast dla lubiących niespodzianki proponuję wciśnięcie CTRL + Scroll Lock (dwukrotnie).

Powodzenia :)

10 grudnia 2010

Browar "Lech"

Dzisiaj kilka zdjęć z poznańskiego browaru. Niestety, tylko w jednym pomieszczeniu można robić zdjęcia. Dobrze, że chociaż jest co pokazać :)

Browar "Lech"

Browar "Lech"

Browar "Lech"

Browar "Lech"

Browar "Lech"

Browar "Lech"

6 października 2010

Zrób błąd

Dzisiaj wiele mówi się o błędach ortograficznych. A to, że społeczeństwo staje się coraz bardziej analfabetyczne, a to, że dzieci coraz częściej cierpią na dysleksję, czy dysortografię. Dzisiaj robienie błędów nie jest już nawet powodem do wstydu, po prostu ludzie wychodzą z założenia, że trzeba odpowiednio wcześniej się do tego przyznać a nikt nie dość, że się nie będzie dziwił, to jeszcze nie będzie próbował zwrócić uwagi.

Odkryłem za to dzisiaj istnienie wyrazu, w którym chyba nawet skrajny dysfunkcjonalista językowy nie jest w stanie zrobić błędu. Tym wyrazem jest: skarżypyta. Nie wierzycie? To spróbujcie napisać go z błędem. Czy ktoś ma jeszcze jakieś pomysły na wyrazy, w których nie można "strzelić orta"?

17 sierpnia 2010

Krzyż

Wiele blogów już o tym pisało, wiele liter postawiono na portalach informacyjnych. Telewizyjny temat numer jeden od wielu dni musiał zawitać także na naszym małym blogu. Ekipa CBN również i pod Krzyżem postawiła swoje szanowne stopy.
Nie można było aparatu trzymać w torbie.

Celowo nie napiszę żadnego komentarza do zaistniałej na Krakowskim Przedmieściu sytuacji.



Chwilę wcześniej grupa niezidentyfikowanych kulturowo osobników rozpostarła przed pałacem własny plakat sugerujący, że to nie krzyż przeszkadza najbardziej. Wprowadzili na Krakowskie przedmieście atmosferę prawdziwego happeningu i chociaż wionęło od nich na kilka metrów udało im się wciągnąć do zabawy również osoby postronne.



Przed pałacem pojawił się również znany Warszawski Mikołaj, który paradował z teczką i obwieszczał ludziom, że pisze Konstytucję Planety Ziemia. Był zdecydowanym zwolennikiem usunięcia krzyża.

Młoda para, która tego dnia brała ślub postanowiła złożyć kwiaty pod krzyżem. Spotkała ich burza oklasków i agresywnych, choć szczerych, gratulacji.

Trzy kroki za tłumem ludzi drugi, podobny krzyż spoczywał sobie oparty o latarnię. Nikt nie wie po co i dlaczego. Zapomniany jest. Tak to w Polsce szanuje się symbole religijne.

Atmosfera happeningu udzielała się także przybyłym pod krzyż rodzinom... i dzieciom jak widać.

19 lipca 2010

Aleja Snajperów

Aleja Snajperów, chyba najbardziej znana ulica w Sarajewie. W rzeczywistości jest też główną ulicą miasta, która spina dzielnicę przemysłową i wiedzie wjeżdżających od zachodu aż do starego miasta. Tędy mieszkańcy w czasie ostatniego konfliktu zbrojnego podążali do jedynego źródła wody w mieście. Ulokowani w wysokich wieżowcach snajperzy w latach 1992-1995 zabili 225 osób w tym 60 dzieci. Nie wybierali, strzelali do wszystkich.
Cywile czasami liczyli na szczęście i próbowali szybko przebiec na drugą stronę. Co ostrożniejsi korzystali z poruszających się tą drogą pojazdów pancernych sił ONZ.

Dzisiaj w wielu miejscach Sarajewa widać oznaki ostatniego konfliktu. Wieżowce do dzisiaj noszą ślady kul po pociskach a miejscami widać "zalepione" cegłami dziury po pociskach większego kalibru. To zapewne tam ukrywały się mordercze lufy snajperów.

Dzisiejsza Aleja Snajperów powitała nas upałem, sporym ruchem oraz mieszanką starych budynków noszących liczne piętna wojny z nowoczesnymi przeszklonymi konstrukcjami. Tędy wjeżdża się do miasta, podąża w stronę centrum i dla kogoś nieświadomego historii Sarajewa może wręcz absurdalne wydawać się to, że było to swego czasu najniebezpieczniejsze miejsce w całym mieście.



29 czerwca 2010

Wyspać się, czy zapolować? Czyli wypad na stronę niemiecką

Niedziela, godzina szósta rano. Gdy "wycieczka zakładowa" z całych sił odsypia nocne odreagowywanie branżowego stresu, widok z okna pokoju w słubickim hotelu, budzące się słońce, oraz obiektyw wyglądający z podróżnej torby budzą w człowieku duszę CBNowca.


Szybkie zerknięcie na mapę Google ("hej, to jednak nie jest tak daleko!") oraz błyskawiczna analiza sytuacji przypominająca, że istnieje szansa by się załapać na podwózkę na drugi brzeg Odry widoczny za szybą i decyzja zostaje podjęta... Niecałą godzinę później: "Witaj, Frankfurcie nad Odrą!"

Zza Odry Frankfurt wydaje się sporym miastem. Po dojechaniu na miejsce człowiek zaczyna w to wątpić - pusto, cicho, a i same zabudowania wyglądają raczej małomiasteczkowo. Przeczą temu tory tramwajowe, które sugerują mimo wszystko, że do najmniejszych miasto nie należy.


Podobnie z ruchem ulicznym, który w niedzielę po godzinie siódmej rano jest znikomy. Po ulicach krzątają się pojedyncze osoby, spora część z nich to właściciele psów, których pęcherze jak wiadomo nie rozróżniają dni tygodnia.


Pusto jest zapewne także dlatego, że Frankfurt jest miastem wymierającym. Krótko po zjednoczeniu Niemiec pupulacja miasta wynosiła ponad 87 tysięcy. W roku 2008 liczba ta ledwo przekraczała 61 tysięcy. Rzecz oczywista trudno dojrzeć w ścisłym centrum opuszczone budynki mieszkalne. Nietrudno jednak znaleźć coś takiego.


Na wielu samochodach widać niemieckie flagi, jak na modelu zaprezentowanym powyżej. Chwilę docierało do świadomości o co właściwie chodzi - Mundial.

Co chwila napotyka się polskie napisy. Część zachęca do zamieszkania we Frankfurcie, inne mówią o nadchodzących imprezach.


Pomiędzy nowoczesnymi budynkami...



... poukrywana jest niemała liczba zabytków, które całkiem ciekawie się zachowują. Otóż wyskakują na turystę z zaskoczenia. Wychylają się zza kloca marketu Kaufland, odbijają się ukradkiem w wystawowych sklepach, by zaatakować swoim nieruchomym dostojeństwem zaraz, gdy tylko człowiek wychynie zza rogu. I tak mamy tutaj:

- Kościół Świętego Krzyża (Heilig-Kreuz-Kirche)




- budynek poczty głównej


- zabudowania Europejskiego Uniwersytetu Viadrina założonego w 1991 roku

- ratusz


- Kościół Mariacki (St. Marien Kirche)


Na ostatnim zdjęciu widać Oderturm. Budynek ten, wybudowany w latach 70-tych XX-go wieku posiada 24 piętra i góruje nad całym miastem, dzięki czemu jest doskonałym, choć nieco brzydkim punktem orientacyjnym.



Ze starówki jakby bezwiednie nogi niosą nad Odrę. Być może dzięki takiemu oto pasażowi...


... w którym to spotykamy znajomą twarz. :)


Nad samą rzeką wędruje się zadbaną promenadą. Niby jesteśmy już w Unii Europejskiej, jednakże oczy bezwiednie uciekają na widok rozciągający się za wodą, na polskie Słubice. Tam jednak znajdziemy się za chwilę...



Na astronomie spotkanym w parku nie kończą się wrażenia deja vu. Znajdujemy bowiem frankfurterski odpowiednik Pyra Baru! ;)


Promedaną dochodzimy do mostu, który przecina nie tylko rzekę, lecz także granicę między Polską a Niemcami.


Przyciąga uwagę konstrukcja dobudowana do niemieckiej części mostu i częściowo zwisająca nad lustrem wody. Są to budynki dawnego przejścia granicznego - teraz nieużywane, zapomniane.



I tak docieramy do Słubic. Miasta, które kiedyś było częścią Frankfurtu, a które zostało od niego odłączone w roku 1945. Na jednej ze średniowiecznych map wystawionej przy Uniwesytecie Viadrina widoczne były obwarowania chroniące mostu od wchodniej strony. Niestety dzisiaj nie udaje się wypatrzeć żadnego ich zarysu.

Jeszcze jedno spojrzenie z mostu na Frankfurt...


W Słubicach ponownie napotyka się znajomy element. ;)


Droga powrotna do hotelu, który de facto znajduje się poza miastem prowadzi taką oto promenadą biegnącą po wale przeciwpowodziowym.



I już nie ma wątpliwości co następnym razem odpowiedzieć na tytułowe pytanie. :)