●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

21 listopada 2013

List otwarty - Zażalenie do T-Mobile nt. roamingu

W dniach 17-24 października 2013 przebywałem na wyjeździe zagranicznym w Holandii. Mój telefon w tym czasie nie mógł połączyć się z lokalną siecią. Po zgłoszeniu reklamacji okazało się, że roaming w T-Mobile w abonamencie włączany jest dopiero po opłaceniu trzeciego rachunku.

W tym miejscu historia zaczyna się komplikować i niestety chciałbym wyrazić moje szczere rozczarowanie sposobem komunikacji z Biurem i brakiem jakiegokolwiek rozwiązania zaistniałego problemu. Otóż zakładam, że osoby, które spotykam na swojej drodze należy traktować indywidualnie, należy z nimi rozmawiać i w razie problemów, interesować się nimi. Jestem nie tylko usługobiorcą różnych firm, ale także z racji wykonywanego zawodu - jestem również usługodawcą. W przypadku każdych problemów zawsze stawiam się po stronie klienta i staram się problem rozwiązać tak, aby mój klient był zadowolony, aby nie tracił na danym rozwiązaniu. Mimo tego, że prowadzę jednoosobową działalność i sam odpowiadam przed swoimi klientami, nie wyobrażam sobie lekceważyć ich wątpliwości, problemy, czy nietypowe czasami wymagania.

. T-Mobile pokazało w moim przypadku jak nie należy traktować klienta, jak nie należy rozwiązywać reklamacji i jak nie należy prowadzić biura obsługi klienta/abonenta.

Po pierwsze. W momencie podpisywania umowy z T-Mobile pytałem o roaming w danym pakiecie w związku z pakietami internetowymi. Sprzedawca udzielił mi szczegółowych informacji, jednak nie nadmienił iż roaming jest wyłączony w ciągu trzech pierwszych miesięcy korzystania z abonamentu. Nie zostałem poinformowany, iż kupując abonament, płacąc za niego dostaję na początku niepełnowartościową usługę. Być może miał dużo na głowie, ponieważ wszedłem do punktu i wyszedłem po zakupie z teczką Play, do której włożyłem nową umowę. Myślę, że z reklamowego punktu widzenia to zdecydowanie antyreklama.

Dowiedziałem się o tym dopiero będąc za granicą. Nadmienię, że regularnie mam przypadki, gdy w czasie wyjazdów dzwonią klienci, pytają się o wyceny, czy zwyczajnie chcą kupić moją usługę. Klasycznym przypadkiem jest zlecenie warte kilka tysięcy złotych, albo występ w ogólnopolskiej telewizji, który kilka lat temu nie doszedł do skutku ze względu na nieczynny w roamingu telefon. Tamta sprawa nauczyła mnie, aby zawsze odbierać telefony podczas zagranicznych wyjazdów, nawet urlopowych, bo nigdy nie wiadomo jak ważna może okazać się sprawa, z którą ktoś dzwoni.

Przekonany, że mam dobry abonament, wyjechałem.

Niestety telefon nie łączył się z żadną z sieci. Nie pomagały standardowe metody wyłączania, włączania telefonu, ręcznego wyboru sieci. W końcu zgłosiłem sprawę do BOA - e-mailem, bo przecież zadzwonić nie sposób. Ba, nie mogłem nawet zalogować się na swoje konto T-Mobile, ponieważ jest potrzebny numer autoryzacyjny wysyłany SMS-em.

Zadowolony z szybkiej odpowiedzi niezwłocznie odesłałem potrzebne dane, aby po kilku godzinach otrzymać informację, że roaming jest wyłączony ponieważ nie opłaciłem jeszcze trzech rachunków w abonamencie. Trzeci rachunek miał być wystawiony 21 października, czyli w trakcie mojego zagranicznego wyjazdu. Kwestia kilku dni.

Nie będę w tym miejscu przytaczał całej korespondencji z BOA, bo na pewno jest ona w firmowych archiwach. Koniec końców, dowiedziałem się, że  nikogo nie interesuje moja sytuacja, otrzymywałem tylko i wyłącznie pisane “od linijki” odpowiedzi, wyciągi z regulaminów i zasad T-Mobile. Moje wezwania o to, aby potraktować sprawę indywidualnie, pozostały bez odpowiedzi.

Nie pomogła kwestia, że moja pierwsza umowa z T-Mobile była zawarta jakieś 10 lat temu, że w mojej historii klienta jest kilka umów abonamentowych a w ciągu ostatniego roku umowa ze zobowiązaniem w miksie, które spłaciłem w połowie zakładanego czasu. Abonament jest po prostu przedłużeniem miksa i gdybym wiedział, że będą takie problemy z roamingiem to najzwyczajniej w świecie bym pozostał przy starej metodzie rozliczania, albo poszedł z abonamentem do innej sieci.

Zlekceważony został również fakt, że roaming był mi potrzebny na kilka dni przed wystawieniem trzeciego rachunku.

22 października otrzymałem natomiast bardzo ciekawą odpowiedź, że jeżeli opłacę trzeci rachunek, który był wystawiony dzień wcześniej (niestety nie mogłem tego sprawdzić, bo nie mogłem zalogować się do swojego panelu klienta, ponieważ jest potrzebny SMS autoryzacyjny) zostanie włączona usługa roamingowa. Oczywiście osoba pisząca daną odpowiedź kompletnie nie pomyślała, że autoryzacja przelewów bankowych odbywa się najczęściej za pomocą SMS-a, chociaż to jeszcze mogę zrozumieć, ponieważ nie we wszystkich przypadkach używa się takiej metody. Poinformowałem jednak w odpowiedzi, że w takim razie proszę o włączenie choćby możliwości odbierania SMS-ów, abym mógł zapłacić rachunek, który umożliwi aktywację roamingu. W odpowiedzi otrzymałem standardowy tekst, że nie jest to możliwe, bo roaming jest włączany po opłaceniu trzech rachunków.

Nie rozumiem zupełnie absurdalności stosowanego przez Waszą firmę rozwiązania blokowania wieloletniemu klientowi usług tylko dlatego, że zmienił miksa na abonament. Nie widzę tutaj absolutnie żadnych racjonalnych podstaw dających się logicznie wytłumaczyć. Jeżeli Firma ma wątpliwości o wypłacalność swoich klientów, nie widzę problemu aby nałożyć w roamingu blokadę kwotową, albo zostawienie możliwości tylko odbierania rozmów, wysyłania i odbierania SMS-ów. Zresztą blokada kredytowa jest i tak założona na kwotę 200 zł w pierwszych czterech okresach rozliczeniowych. Możliwości jest cała masa i wcale nie musi to być odcięcie od całego świata. Pragnę nadmienić, że część krajów europejskich uznaje telefon i dostęp do Internetu za podstawowe medium obok wody i prądu i praktyki odcinania klienta od usługi bez racjonalnych podstaw są absolutnie nie do pomyślenia.

Zupełnie nie pojmuję natomiast podejścia do mnie jako klienta. Wyjaśniłem nietypowość sytuacji, poinformowałem, że jest mi niezbędna na wyjeździe chociaż możliwość odbierania telefonów, ze względu na klientów (kto wie ile potencjalnego zarobku straciłem na takim wyjeździe?). Zawiadomiłem, że sprzedawca nie poinformował mnie o zablokowanej usłudze przez pierwsze trzy miesiące, mimo pytania o kwestie związane z roamingiem. Zostałem najzwyczajniej wprowadzony w błąd. Nawet moje próby znalezienia innego rozwiązania spełzły na niczym, wszystkie zostały wprasowane w sztywny system regulaminu usługi, oczywiście bez przytoczenia konkretnego punktu umowy czy regulaminu, którą przecież zapewne był mi przedstawiony. Fakt, że w punkcie 2.1 pole “roaming” nie jest zaznaczone, przywodzi raczej na myśl bazowanie na nieuwadze klienta, niż rzeczowe i podmiotowe do niego podejście. Ponadto w żadnym punkcie umowy nie ma informacji o zasadach włączenia roamingu. Jest oczywiście odwołanie się do regulaminu, ale z mojego punktu widzenia jako klienta jest to jak już wspomniałem bazowanie na niedoinformowaniu klienta. Ponownie należy tutaj wspomnieć o tym, iż rozmowa nt. roamingu toczyła się między mną a sprzedawcą w momencie podejmowania decyzji o zakupie abonamentu. Regulamin oczywiście nie został przedstawiony do wglądu przed podpisaniem umowy bo z automatu został zaznaczony punkt, iż ja jako klient zażądałem, by go nie drukowano.

Nie zostałem również poinformowany, że aby mieć w ogóle możliwość korzystania z roamingu w ciągu pierwszych trzech miesięcy muszę płacić kaucję. Mimo toczącej się na temat roamingu rozmowy. Co by było, gdyby się okazało, że kupuję abonament i spędzam pierwszy miesiąc za granicą? Czy muszę informować przed zakupem konsultanta gdzie i kiedy wyjeżdżam, tak pro forma, bo może akurat w regulaminie jest zapis, że abonament przez pierwsze trzy miesiące jest niepełnowartościowy?

Jako klient mam prawo oczekiwać, iż zamawiając usługę zostanie ona w należyty sposób zrealizowana. W skład abonamentu, logicznym się wydaje, powinien wchodzić też roaming. Nie jest to moja pierwsza umowa i nie jest to moja pierwsza sieć. Nie był to też pierwszy wyjazd za graniczny. Usługa roamingu wydaje się zwyczajną, podstawową usługą jaka winna zawierać się w abonamencie i wasza Firma nie może wymagać od swoich klientów, że ci będą w specjalny sposób weryfikować, czy na pewno coś tak oczywistego jak roaming będzie działać podczas zagranicznego wyjazdu.

Klient ma też prawo oczekiwać, że Firma nie bazuje na jego nieuwadze. Opierając się na zaufaniu do Waszej marki przeczytałem regulamin w całości, jednak nie zwróciłem uwagi na punkty, które sprawiają, że usługa okazała się bezużyteczna w pewnym okresie czasu.

Warto tutaj nadmienić, że usługa została włączona automatycznie dopiero 4 listopada.

Teraz pojawia się pytanie. Skoro przez tydzień czasu nie mogłem korzystać z telefonu, bo nie była uaktywniona podstawowa usługa roamingowa, dlaczego za ten okres czasu został naliczony abonament? Dlaczego naliczany jest abonament za nieczynny telefon? Może nie powinienem za granicę wyjeżdżać? Wyjechać dopiero jak roaming będzie włączony?

Oczywiście są to pytania retoryczne spowodowane moim rozczarowaniem Waszymi usługami i obsługą klienta. Rozczarowaniem pogłębionym faktem, że jako klient mam wrażenie, że zostałem zlekceważony.

W dzisiejszych czasach mam prawo oczekiwać, że kontaktując się z Biurem Obsługi Klienta/Abonenta dowolnej firmy zostanę potraktowany podmiotowo a nie przedmiotowo, że mój problem stanie się problemem konsultanta i że odczuję szczerą chęć rozwiązania problemu i znalezienia takiego rozwiązania, które będzie kompromisowe, które pozwoli mi nie przejmować się trudnościami i normalnie funkcjonować korzystając w pełni z usług Firmy. Proszę mi uwierzyć, że takie firmy istnieją nawet w Polsce. Spotkałem się z rewelacyjnie i profesjonalnie poprowadzonym zgłoszeniem problemu przez Microsoft, warto się uczyć od najlepszych. Ale nie tylko duże firmy wiedzą jak traktować klienta. Otóż, niedawno kupowałem część do samochodu, sprzedawca nie wiedział jaki ma kolor. Jednak po moim pytaniu następnego dnia pojechał do lakiernika i sprawdził dokładanie kod koloru danego elementu odsyłając mi maila z informacją. Rewelacyjna obsługa i widać, że takiej firmie zależy na kliencie. Zależy mimo tego, że wymagało to sporo wysiłku, ponieważ jest to mała firma sprzedająca części na allegro (TEILE-2010). Wspominam owe firmy głośno, dlatego że traktuję ten list jako list otwarty, który zamierzam opublikować na swoim blogu.

Na koniec warto przytoczyć fragment z książki: “Siedem nawyków skutecznego działania” Coveya, który pozwoliłem sobie zamieścić. Myślę, że niestety wielu firmom w tym Waszej, brakuje takiego właśnie podejścia do działania.

Z życzeniami, aby wyciągnięte wnioski sprawiły, że kolejni klienci nie będą musieli borykać się z podobnymi problemami i będą traktowani podmiotowo a nie przedmiotowo.




Stephen Covey: Siedem nawyków skutecznego działania (fragment)

MISJA PRZEDSIĘBIORSTWA

Deklaracja misji wpływa znacząco także na sukcesy przedsiębiorstw. Jednym z najważniejszych efektów mojej pracy z organizacjami gospodarczymi jest przekonanie ich o konieczności napisania dobrej konstytucji zakładu. Aby była ona naprawdę skuteczna, musi wyjść od wszystkich pracowników. Każdy powinien zaznaczyć swój udział w deklaracji – nie tylko osoby tworzące strategię przedsiębiorstwa, lecz każdy. Wszak tu również zaangażowanie w proces tworzenia ważne jest tak samo jak dzieło.

Ilekroć jestem w IBM-ie, zadziwia mnie sposób, w jaki trenuje się tam pracowników. Za każdym razem słyszę kierownictwo mówiące, że najważniejsze w IBM-ie są trzy rzeczy: godność jednostki, najwyższy poziom wykonania i służenie ludziom.

Te trzy sprawy są odbiciem filozofii IBM-u. Wszystko może się zmienić, ale nie one. Niemal osmotycznie system wiary rozprzestrzenił się na całą firmę, zapewniając wspaniałą podstawę wspólnych wartości oraz osobiste poczucie bezpieczeństwa każdemu, kto tam pracuje.

Kiedyś trenowałem w Nowym Jorku grupę ludzi z IBM-u. Była to mała grupa, około dwudziestu osób. Jeden z jej członków nagle zachorował. Na wieść o tym jego żona w Kalifornii zaniepokoiła się bardzo, gdyż choroba męża wymagała specjalnej kuracji. Osoby odpowiedzialne za szkolenie, działające z ramienia IBM-u, zaaranżowały przewiezienie chorego do znakomitego szpitala posiadającego odpowiedniego specjalistę. Jednakże wyczuwali, że żona chorego jest nadal niespokojna, że tak naprawdę chciałaby mieć go w domu, gdzie ich lekarz zająłby się problemem.

Zadecydowali zatem odesłać go do domu. Uznając, że odwożenie go na lotnisko i czekanie na samolot rejsowy potrwa zbyt długo, wynajęli najpierw helikopter, potem samolot, którym doleciał do Kalifornii.

Nie wiem, ile to kosztowało, myślę, że wiele tysięcy dolarów. IBM szanuje jednak godność osobistą jednostki. To jest to, na czym firmie zależy. Uczestnicy szkolenia nie byli zaskoczeni, dla nich zdarzenie to reprezentowało po prostu system wiary kompanii. Na mnie jednak wywarło silne wrażenie.

Innym razem w pewnym niezwykłym hotelu trenowałem 175 dyrektorów centrów handlowych. Zaimponował mi poziom obsługi tego hotelu. Nie chodzi jedynie o kosmetykę. W widoczny sposób wszędzie pracowano tam spontanicznie, bez nadzoru.

Przyjechałem dość późno i rejestrując się, zapytałem, czy mogę jeszcze liczyć na posiłek w pokoju. Recepcjonista za ladą odpowiedział:
– Nie, panie Covey, ale jeśli pan sobie życzy, mogę przynieść panu kanapkę, sałatkę czy coś innego, co jest w kuchni, a na co miałby pan ochotę.
Sprawiał wrażenie niezwykle zainteresowanego moją wygodą i dobrym samopoczuciem.
– Chciałby pan zobaczyć pańską salę konferencyjną? – ciągnął. – Może czegoś poanu potrzeba? Może mogę w czymś pomóc? Jestem do pańskich usług.
W pobliżu nie było nikogo, kto by go nadzorował. Ten człowiek był szczery.
Następnego dnia, w samym środku wykładu zorientowałem się, że nie mam potrzebnych mi kolorowych pisaków. Na przerwie wyszedłem zatem na korytarz i zatrzymałem chłopca hotelowego spieszącego do innej sali.
– Mam kłopot – powiedziałem. – Prowadzę zajęcia dla grupy menedżerów i mam tylko krótką przerwę, a zabrakło mi pisaków.
Odwrócił się i niemal natychmiast zrozumiał, o co chodzi. Rzucił okiem na moją tabliczkę z nazwiskiem i powiedział:
– Załatwione, panie Covey!
Nie powiedział: „Nie wiem, skąd to wziąć" ani: „Cóż, niech pan zapyta w recepcji". Zwyczajnie, zajął się tym, pozostawiając mnie z uczuciem, że to dla niego niemal zaszczyt.
Trochę później w którymś z bocznych holi oglądałem wiszące tam obrazy. Podszedł do mnie jakiś pracownik hotelu i zapytał:
– Może chce pan katalog dzieł sztuki zgromadzonych w naszym hotelu, panie Covey?
Jakie przewidywanie życzeń gości! Jakież nastawienie na obsługę w każdym niemal aspekcie!
Następnie przypatrywałem się przez chwilę pracownikowi, który stojąc na szczycie drabiny, mył w holu okna. Z tego dobrego do obserwacji punktu zobaczył w ogrodzie kobietę, która nie mogła sobie poradzić z balkonikiem do chodzenia. Choć nie upadła i była w otoczeniu innych, zszedł z drabiny, wyszedł na zewnątrz, pomógł jej dojść do holu i zostawił dopiero po upewnieniu się, że sobie radzi. Wtedy wrócił i dokończył mycia okien.
Byłem niezwykle ciekaw, w jaki sposób stworzono w tym hotelu kulturę pracy tak bardzo ceniącą wartość dobrych usług. Rozmawiałem z zarządzającymi hotelem, kelnerami i chłopcami hotelowymi i uznałem, że wartość ta obecna jest w sercach, umysłach i postawach wszystkich pracujących tam ludzi.
Kiedy wchodziłem przez tylne drzwi do kuchni, ujrzałem napis: „Pełne oddania służenie gościom". W końcu poszedłem do dyrektora i powiedziałem:
– Moja firma pomaga innym rozwijać silny charakter zespołowy, kulturę zespołu. Jestem zbudowany tym, co zrobiliście w tej materii u siebie.
– Chce pan znać prawdziwą przyczynę? – zapytał i wyciągnął deklarację misji sieci hotelowej, do której hotel należał.
Przeczytałem ją i stwierdziłem:
– To robi wrażenie. Znam jednak wiele kompanii, które mają równie dobre deklaracje.
– Chce, pan zobaczyć naszą? – zapytał,
– Chce mi pan powiedzieć, że macie jeszcze jedną?
– Tak.
– Inną niż ta dla sieci?
– Tak. Zgadza się z nią oczywiście, ale jest bardziej dostosowana do naszej sytuacji i środowiska. Wręczył mi następny arkusz.
– Kto to robił? – zapytałem.
– Wszyscy – odpowiedział.
– Wszyscy? Naprawdę każdy ma tutaj swój wkład?
– Tak.
– Intendenci?
– Tak.
– Kelnerzy?
– Także.
– Recepcjoniści?
– Również. Chce pan zobaczyć deklarację posłannictwa napisaną przez ludzi, którzy pana wczoraj przyjmowali?
Podał mi deklarację, której sentencje przewijały się w poprzednich. Wszyscy, na każdym poziomie, byli w to zaangażowani.
Deklaracja posłannictwa tego hotelu powstawanie starannie przemyślanych, była piastą wielkiego koła. Powodowała specjalistycznych deklaracji każdej z grup pracowniczych. Stosowano ją jako kryterium przy podejmowaniu wszelkich decyzji. Wyrażała jasno to, o co chodzi danym grupom, jaki jest ich stosunek do gości hotelowych i jaki stosunek mają do siebie nawzajem. Wpływała na styl zarządzania i kierowania. Wpływała na zasady wynagradzania, na dobór pracowników i sposób ich trenowania i doskonalenia. Każdy aspekt tego zakładu pracy, dosłownie każdy był funkcją owej piasty, czyli misji.
Odwiedziłem później inny hotel należący do tej samej sieci i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po zarejestrowaniu się, była prośba o deklarację posłannictwa tego hotelu. Dano mi ją chętnie. Za sprawą tego hotelu pojąłem jeszcze pełniej ideę motta: „Pełne oddania służenie gościom".
Przez trzy dni obserwowałem wszystkie możliwe usługi i zawsze stwierdziłem, że są one na wysokim, nieraz wręcz zadziwiającym poziomie. Dało się też zauważyć, że pracownicy podchodzili do pracy bardzo osobiście. Gdy spytałem na przykład opiekującego się basenem pracownika, gdzie jest kran z wodą do picia, po prostu mnie tam zaprowadził.
W największe zdumienie wprawił mnie jednak pracownik, który z własnej woli przyznał się szefowi do popełnionego błędu. Zamówiliśmy posiłek do pokoju i powiedziano nam, że będzie za chwilę. Jednakże w drodze do pokoju kelnerowi wylała się gorąca czekolada i potrzebował kilku dodatkowych minut, by zmienić serwetkę na wózku i wlać świeży napój. W efekcie posiłek dostarczono z piętnastominutowym opóźnieniem, co zresztą nie było dla nas aż takie ważne.
Nazajutrz rano szef działu obsługi pokojów zadzwonił do nas z przeprosinami i zaprosił na śniadanie w bufecie lub w pokoju, fundowane przez hotel jako rekompensata za wczorajszą zwłokę. Jakże pięknie świadczy to o kulturze przedsiębiorstwa, kiedy pracownik przyznaje się do błędu, o którym nikt poza nim nie wie, po to by klient był lepiej potraktowany.
To, co mówiłem dyrektorowi pierwszego wspomnianego hotelu, jest prawdą – znam wiele przedsiębiorstw posiadających znakomite deklaracje misji. Jednak istnieje różnica, olbrzymia różnica, w skutecznym działaniu między deklaracją stworzoną przez wszystkich pracowników a taką, którą opracowało kierownictwo wśród mahoniowych ścian sali konferencyjnej.
Jednym z fundamentalnych problemów, przed jakimi stają zespoły ludzkie, włączając rodziny, jest fakt, że ludzie nie oddają się temu, co stanowi istotę ich współdziałania. Zwyczajnie, nie porywa ich to.
Często zdarzało mi się spotykać ludzi, których cele były zupełnie inne niż cele ich przedsiębiorstwa. Widywałem też systemy nagród nie mające związku z deklarowanym systemem wartości.
Kiedy zaczynam pracować z kompanią, która ma już misję, pytam: „Ile osób wie, że macie misję? Kto wie, co ona zawiera? Ilu pracowników ją tworzyło? Kto ją naprawdę przyjął i używa jako punktu odniesienia w podejmowaniu decyzji?"
Nie ma oddania bez zaangażowania. Zaznacz to, zakreśl, podkreśl, zapamiętaj. Nie ma zaangażowania – nie ma oddania.
We wczesnej fazie – kiedy ktoś jest, nowy w przedsiębiorstwie, gdy dziecko w rodzinie jest małe – można swobodnie podsuwać ludziom cele, które; będą przyjmować – zwłaszcza gdy stosunki są dobre, a trening właściwy.
Jednak, gdy dojrzewają, a ich życie nabiera odrębnego znaczenia, potrzebują i chcą zaangażowania, istotnego zaangażowania. Jeśli go nie ma, nie przyjmują tego, co się im proponuje. A wtedy masz ważny problem motywacyjny niemożliwy do rozwiązania na tym samym poziomie myślenia, na jakim powstał.
Oto dlaczego tworzenie misji przedsiębiorstwa wymaga czasu, cierpliwości, zaangażowania, umiejętności i zrozumienia innych. To nie jest środek doraźny. Potrzebny jest czas i szczerość, prawidłowe zasady oraz odwaga i spójność wewnętrzna, która dostosuje strukturę i sposób zarządzania do wspólnej wizji i podzielanych wartości. Opiera się to na właściwych zasadach i dlatego daje efekty.
Misja organizacji – ta, która rzeczywiście odzwierciedla podzielane przez wszystkich wartości i zapatrywania – zapewnia jedność i oddanie. Tworzy w umysłach i sercach ludzi punkt odniesienia, zbiór kryteriów i kierunków, zgodnie z którymi będą oni postępować. Nie potrzebują nikogo, by nimi sterował, krytykował ich czy stosował tanie chwyty. Zdobyły ich stałe wartości przedsiębiorstwa, to, co jest jego rdzeniem.

11 listopada 2013

Dzień Nieposłuszności

Gdy tak sobie obejrzałem kilka filmików z "niepodległościowcami" niszczącymi miasto, samochody, znaki, kosze na śmieci, którzy wyrywają słupki podtrzymujące drzewa w poszukiwaniu broni i biegającymi w maskach rzucając czym popadnie we wszystko co popadnie... to jak dla mnie policja mogłaby śmiało z ostrej strzelać. Na pewno jak dla mnie mogliby śmiało użyć raz czy drugi więcej siły.

Tymczasem dzisiaj w radio słyszałem, że: "policja będzie stała w bocznych uliczkach aby nie prowokować". Paranoja. Osoby, które powinny mieć dobrą opinię, których pojawienie się na ulicy powinno gwarantować spokój i bezpieczeństwo musi się chować po bokach, aby nie "prowokować"? Nie dość, że sami sobie złą opinię robią to jeszcze na dokładkę stają się "prowokatorami" bójek?

Dzień Niepodległości zamienił się w Dzień Nieposłuszności.