●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

27 listopada 2008

Komu w drogę temu w śmiech

Kierowcy bywają zabawni, bywają niespokojni, szaleni, komiczni i spontaniczni. Możemy się dowiedzieć o nas samych wiele ciekawych rzeczy obserwując reakcje współużytkowników miejskich ulic na nasze drogowe poczynania. Pomysłowe decyzje i interesujące interpretacje przepisów są domeną polskich kierowców, czyli nas za kierownicą
Spadł śnieg, ulubieniec wszystkich kierowców o czym świadczy zbiorowa radość z jaką podążają do wulkanizatora. Można by pomyśleć, że to jakaś promocja, niczym w czasach PRL, gdy kawę do sklepu rzucili. Zdanie to łatwo zweryfikować, gdy podejdzie się do owej kolejki nieco bliżej i spojrzy na zdesperowane twarze kierowców wyrażające nieraz cały zestaw tłumionych emocji pod maską - Jestem cool, nic się przecież nie stało, że wcześniej nie pomyślałem o wymianie opon. A opony trzeba zmieniać. Jest to zdanie niewątpliwie prawdziwe. W końcu bezpieczeństwo to podstawa. Zastanawiające jak wiele osób dbających o wymianę opon w swoich samochodach bezpieczeństwo na drodze później wkładają sobie między bajki. Po czym wnioskuję? Ano po ilości przepisów jakie są w stanie złamać w przerażająco krótkim czasie. Wystarczy, że przypomnę sobie kilka miejsc w naszym pięknym mieście, kilka sytuacji, żeby stwierdzić, że jeździmy może nie tyle niebezpiecznie czy nieumiejętnie, co po prostu niedbale.


Zacząć należy od naszych sławetnych rond i wykwalifikowanych włączaczy kierunkowskazów za kierownicą. Ile kierowców tyle szkół. Niektórzy wprost uwielbiają migać niczym na dyskotece. Wjeżdżają z kierunkowskazem w lewo i jadą tak aż do zjazdu, gdzie szybko zmieniają kierunkowskaz na zjazdowy w prawo. Inni nie włączają kierunkowskazów w ogóle. Trudno tak na prawdę orzec jednolicie fakt, czy kierunkowskaz w lewo jest wymagany czy nie. Ile szkół jazdy, tyle interpretacji przepisów, ale też nie to jest w całej sprawie istotne. Ile razy człowiek musi czekać na rondzie, aby w ogóle włączyć się do ruchu, gdyż część z naszych ukochanych współużyszkodników dróg nie używa kierunkowskazów w ogóle. Bo i po co, skoro przecież i tak nikt nie musi wiedzieć gdzie jadą? Może to taki żart, żeby sobie inni kierowcy poczekali przed wjazdem na rondo. Jeszcze ciekawszą sytuację zastałem, gdy kiedyś pewna przeurocza jak się później okazało kierowniczka (znaczy się kobieta kierowca) przejechała przez rondo na wprost z kierunkowskazem włączonym w prawo. Zatrzymawszy się później na parkingu zakomunikowałem Pani, aby następnym razem wyłączyła kierunkowskaz, bo ktoś jej się właduje w bok samochodu. Tyleż przeproszeń co przerażenia było w oczach owej Pani, nic dziwnego, skoro na tylnym siedzeniu wiozła dziecięcy fotelik. Apel więc do wszystkich kierowców i kierowniczek - używajcie jak należy kierunkowskazu, szczególnie przy opuszczaniu ronda. Podniesie to zarówno bezpieczeństwo, jak i upłynni ruch.
Nieraz jadąc zastanawiam się dlaczego ludzie jeszcze nie muszą chodzić w kaskach po ulicach, szczególnie przechodząc przez pasy. Ja rozumiem, że zebra jest przemiłym zwierzątkiem i zapewne lubi głaskanie butami, ale trochę rozwagi mości państwo! Nigdzie nie jest napisane, że pieszy może wymuszać pierwszeństwo. Zasady wbijane do głowy każdemu małemu dziecku cały czas obowiązują. Tak więc wszyscy teraz głośno powtórzą: "Spójrz na lewo, spójrz na prawo, nic nie jedzie ruszaj żwawo". Pięknie, jeszcze raz proszę. Ostatnio byłem świadkiem niesamowicie pomysłowych użytkowników drogi. Na przejściu dla pieszych z wysepką (która przypomnijmy jest traktowana tak, jak chodnik) po prawej stronie stał nożny użytkownik zebry, natomiast po lewej z naprzeciwka jechał jakiś uroczy czerwony samochodzik. Jakież było moje zdziwienie, gdy samochód zatrzymał się, aby przepuścić pieszego stojącego po drugiej stronie ulicy, za osobnym pasem i wysepką. To trochę tak, jakby ktoś zatrzymał się na przejściu aby przepuścić pieszego na sąsiedniej równoległej ulicy. No nic, trzeba być miłym, nieprawdaż? Ale, jeżeli bycie miłym ma kosztować zdrowie bądź życie człowieka to chyba lepiej zrezygnować. O ile kierowcy muszą się zatrzymywać przed pasami, gdy zatrzyma się samochód na przeciwnym pasie ruchu to idea wysepek istnieje między innymi po to, aby możliwe było przechodzenie na raty. Krótko mówiąc mało kto chyba przygląda się co robią samochody po drugiej stronie wysepki przez co łatwo o nieszczęście.
Ostatnim kwiatkiem, mimo zimy cały czas kwitnącym, jest parkowanie. Na miejscach postojowych jako żywo wyrastają kwieciste przykłady fantazji kierowców. O zajmowaniu półtora, czy dwóch miejsc nie wspomnę. Rozumiem, że szerokim samochodem czasami trudno się zmieścić a świeży lakier ma tendencje do odpychania sąsiednich pojazdów w strefę bezpieczeństwa. Zabawnie natomiast wyglądają zaparkowane skutery, zajmujące sobie dumnie miejsce parkingowe mimo, że można by je przy odpowiednim wysiłku schować wręcz w kieszeni. Austriacy wymyślili na ten piękny środek lokomocji skuteczny patent. Parkują je nie na miejscu parkingowym, tylko ustawiają prostopadle do niego wzdłuż linii oddzielającej dwa sąsiednie pola. Niemając nic przeciwko skuterom i motorom łaskawie więc proszę kierowców dwuśladów o szanowanie miejsca, którego wszak ciągle jest za mało.
Jesień już końca dobiega, jednak nie była ona jedyna w życiu naszym i naszych samochodów. Zresztą wiosenna plucha sprzyja także powstawaniu kałuż, a właśnie o kałużach będzie teraz mowa. Czasami przychodzi nam przespacerować się kawałek po naszej pięknej mieścinie. Okazuje się wtedy, że kałuż jest w niej więcej niż przypuszczaliśmy przylepiając nos do przedniej szyby samochodu. Mam swoją faworytkę na ulicy Grudzińskich, która pojawia się po każdych większych i mniejszych opadach zawsze w tym samym miejscu od chyba kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu lat. Niedawno byłem w szoku, gdy dowiedziałem się, że pojawiła się obok jej siostra bliźniaczka. Tuż przed mostem, od niedawna kolejny akwen o niskim znaczeniu strategicznym, jak mawia nomenklatura żartobliwie wojskowa. O dalszych efektach nie będę się rozpisywał, bo nie ma czym się chwalić, chyba, ze umiejętnością wyżymania spodni, butów i laptopa. W tym miejscu pozdrawiam kierowcę niebieskiego fiata uno.

Powyższe wywody nie świadczą o nieomylności autora a są jedynie wynikiem jego obserwacji i błędów, które nierzadko sam za kierownicą popełnia.

3 komentarze:

Tomasz Luch pisze...

No! Święta racja! :) Uff, ale się rozpisałem.

~M pisze...

Dobrze, że klawiatura to przetrwała :)

Magdalena Rychel pisze...

Lubię Cię czytać Braciszku :-)