●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

28 listopada 2007

Potwory

...czyli strona dwudziesta "Bestiariusza miasta Poznań" – potworna pięćdziesiątnica (monstruosus quinquaginta)

Postanowiłem napisać artykuł o tym, o czym nie powinno się wspominać, ale uważam, że należy ustrzec nieświadomych przed niebezpieczeństwem czyhającym na nich w Poznaniu. Sprawy tutaj omówione stoją na pograniczu rzeczywistości i świata spotykanego w wyobraźni, dlatego też ich opis językiem nad wyraz ludzkim, bo słowem pisanym, jest niepełny i niedoskonały, a często dwuznaczny.

Są na świecie niezbadane tajemnice, są i potwory.

Zwykły powszedni dzień w Poznaniu oświetlonym południowym słońcem, na szczęście jeszcze niezbyt mocno grzejącym miejski asfalt. Kolejny żmudny dzień - podobny do każdego innego z ostatniego półrocza. Jak zwykle wypadł z rozkładu jeden tramwaj a na przystanku nazbierało się mnóstwo ludzi. Niektórzy są spokojni, inni zaczynają się już powoli denerwować - zaprząta ich jedynie myśl: „zdążę, czy nie zdążę”. Pomiędzy nimi przewijają się plecaki, wędrujące sobie wygodnie na plecach uczniów i studentów, których w Poznaniu jest chyba więcej niż wróbli - dość powiedzieć, że na około 630 tys. mieszkańców uczy się tutaj około 150 tys. studentów. Wreszcie prawie dwudziestominutowe rozmyślania przerywa metaliczny dźwięk kołyszącej się trakcji - znak, że nadjeżdża tramwaj. Oczekujący zadowoleni i niezadowoleni ubijają się we wszystkich (dwóch) wagonikach. Jeszcze tylko minutka oczekiwania na pionowe światło (tramwajowy odpowiednik zielonego światła dla samochodów) i pociąg rusza. Ulga trwa jednak zaledwie ułamek sekundy, gdyż motorniczy nagle zatrzymuje tramwaj i otwiera drzwi. Ludzie wyglądają przez okno z ciekawością przeradzającą się powoli w przerażenie - uświadamiają sobie, że przyjdzie im podróżować z poznańskim potworem z gatunku monstruosus quinquaginta.

Przez przejście dla pieszych przecinające trzy pasy ruchu, na czerwonym świetle biegnie obładowana pięcioma siatkami pięćdziesiątnica i nie zwalniając biegu opanowuje szalejące reklamówki i bokiem wbiega po schodkach tramwaju. Nie słychać słowa "dziękuję" - może zagłuszył je hałas zakupów uderzających o wszystkie wnętrzności tramwaju, ale najprawdopodobniej nie padło ono wcale.

Tramwaj rusza po raz kolejny, a przypominający zwykłą około pięcdziesięcioletnią kobietę potwór wydaje z siebie jedno z tych teatralnych westchnień - zbyt długie i zbyt głębokie dla ludzkich płuc. Niektórzy mimowolnie spoglądają na pięćdziesiątnicę - to błąd, bo przyciąga jej uwagę. Kolejnym dźwiękiem, który daje się słyszeć, jest szelest pięciu reklamówek z zakupami - oczywiście każda z innego sklepu, co nie przeszkadza temu, że co najmniej połowa została zapełniona na targu. Pięćdziesiątnica zaczyna swój marsz przez wagon - bardzo powolny, odbywa się w przerażającym milczeniu - tak głuchym, że nie słuchać nawet stukotu kół tramwaju. W szybszym tempie poruszają się jedynie jej oczy - potwór upatruje sobie ofiarę. Chwila ta, mimo że w rzeczywistości niezbyt długa wydaje się wiecznością, szczególnie dla statystycznie najczęstszych ofiar, czyli młodzieży uczącej się (przeważnie płci męskiej). Świadomość stawania się ofiarą jednego z najpospolitszych poznańskich potworów nie jest przyjemna, tak samo jak zapach jej oddechu na twarzy. Po wybraniu ofiary monstruosus quinquaginta staje w najbliższej możliwej bliskości z nią, kładąc siatki z zakupami praktycznie na kolanach nieszczęśnika, uniemożliwiając mu jakiekolwiek poruszanie się. Ofiara zmuszona jest wdychać tajemnicze obezwładniające opary - pachną jak mieszanina perfum, formaliny, pudru i niemytych zębów. W tym momencie potwór jest już na wygranej pozycji, zaczyna napawać się swoją zdobyczą niszcząc powoli jej umysł. Jedynym rozsądnym wyjściem jest ucieczka, jednak nie zawsze jest ona możliwa, gdyż co bardziej przebiegłe pięćdziesiątnice potrafią zablokować wszystkie drogi ucieczki. Jest to sytuacja absurdalna, bo następnym krokiem potwora jest szykanowanie młodzieży, która nie ustępuje miejsca starszym i schorowanym ludziom. Dość powiedzieć, że potwory te nie wyglądają wcale na stare a choroby nigdy w życiu nie uświadczyły, w dodatku są bardzo sprawne fizycznie - w końcu nie są ludźmi. Najczęstszy skutek takiego szykanowania (zadziwiające jest to, że potrafią posługiwać się mową) to ogólne poruszenie w tramwaju, i oburzenie spowodowane niewiedzą uczestników podróży, że mają do czynienia właśnie z piędździesiątnicą. Potwór ten w podstępny sposób gnębi swoją ofiarę na oczach nieświadomych mieszczan, którzy dodatkowo stają się jego narzędziem i bronią. Trwa to, aż do momentu, gdy ofierze uda się uciec z tramwaju, lub pięćdziesiątnica postanowi poszukać następnego nieszczęśnika i zmieni obszar polowania. Jak jest napisane w „Bestiariuszu miasta Poznań”: „potworna pięćdziesiątnica (monstrousus quinquaginta) występuje we wszystkich środkach komunikacji miejskiej a ulubiony czas jej łowów to godziny największego ruchu, w szczególności poranki i popołudnia w dni targowe (ich występowanie nasila się wtedy w okolicach lokalnych rynków). Nie ma skutecznej metody walki z pięćdziesiątnicami, więc zaleca się profilaktykę: baczne obserwowanie otoczenia, przy równoczesnej ostrożności, aby nie nawiązać kontaktu wzrokowego z potworem. W ostateczności należy pamiętać, że zdolność komunikacji interpersonalnej tych dziwnych istot stoi na dosyć niskim poziomie, więc można zaryzykować utarczkę słowną (niezbyt głośną - tak, aby nie zwrócić uwagi nieświadomego otoczenia). Istnieje wtedy możliwość, że potwór zaprzestanie działań ofensywnych.”

Z własnej strony dodam, że powyższe informacje, mimo iż w znacznej części zaczerpnięte ze wspomnianego "Bestiariusza..." są jak najbardziej aktualne w dzisiejszym Poznaniu. Przekonuje się o tym każdy, kto zawita do miasta na dłuższy czas. Nie opiszę tutaj własnych spotkań z pięćdziesiętnicami z gatunku monstruosus, ponieważ jak wspomniałem na początku - słowo pisane jest niepełne i niedoskonałe. Niektórych spraw nie da się wyrazić słowami, nawet dwuznacznymi. Życzę Wam jak najrzadszych spotkań z poznańskimi potworami, a gdy już do takiego dojdzie, abyście potrafili się obronić, chociaż jak wiadomo, lepiej zapobiegać...

9 komentarzy:

Dasza pisze...

dobre :D

Domowa rowerownia pisze...

Będę niekulturalna, jak powiem, że nigdy nie ustępuje miejsca w tramwaju...

~M pisze...

Raczej szczera...

Anonimowy pisze...

No! W następnym odcinku proponuję opisać młokosa pastewnego pospolitego, który charakteryzuje się tym, że nigdy nie ustępuje miejsca osobom starszym, unika kontaktu wzrokowego z nimi (uporczywa kontemplacja krajobrazu za oknem), a zapytany dlaczego nie ustąpi niezawodnie stwierdzi - choćby chodziło o wątłą babcinkę - że to przecież była całkowicie zdrowa najwyżej 50-latka, która spokojnie może postać. :)No! W następnym odcinku proponuję opisać młokosa pastewnego pospolitego, który charakteryzuje się tym, że nigdy nie ustępuje miejsca osobom starszym, unika kontaktu wzrokowego z nimi (uporczywa kontemplacja krajobrazu za oknem), a zapytany dlaczego nie ustąpi niezawodnie stwierdzi - choćby chodziło o wątłą babcinkę - że to przecież była całkowicie zdrowa najwyżej 50-latka, która spokojnie może postać. :)

~M pisze...

Haha, druga strona medalu?

Można pomyśleć, chociaż to mocno stereotypowe będzie. Ostatnio nie ustąpiłem takiej 50 latce miejsca i całe szczęście, bo na następnym przystanku wsiadła na oko 70 letnia babcia i właśnie ona usiadła. Pani młodsza pewnie by jej nie ustąpiła ;)

Anonimowy pisze...

Owszem. Tak samo stereotypowe, jak owa 50-latka z zakupami. :) Przy okazji, co jest złego w zapełnianiu toreb z różnych sklepów produktami kupionymi na targu? :)

~M pisze...

1. Nie spotkałem się z takimi stereotypami
2. Nie napisałem, że to coś złego
3. To felieton, trzeba czytać z przymrużeniem oka

Anonimowy pisze...

Ad.1. Co nie znaczy, że takiego stereotypu nie ma.
Ad.2. Ale podkreśliłeś tę kwestię (tj. owych toreb), jako jedną z cech potwora - postaci negatywnej, a przynajmniej co nieco wyśmiewanej (chyba nie zaprzeczysz?).
Ad.3. Tak właśnie czynię. ;)

~M pisze...

Torby były raczej po to, by opisać biegnącą żwawą kobietę, która w tramwaju reklamówki traktuje jako swoistego rodzaju przepustkę na zasadzie: "Należy mi się miejsce!" mimo że wcześniej nie przeszkadzały jej one w sprincie do tramwaju.