●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

4 stycznia 2010

Zimowo na autopilocie

(Tło muzyczne: Kevin Drew - Safety Bricks. Wyjaśnienie na końcu. ;) )

I znów pojawia się Park Sołacki. Przede wszystkim zadziwiła ilość kaczek. Połowa sołackiej kaczej polulacji odpoczywała na stawach. Co ciekawe akweny nie były pokryte lodem, nawet przy brzegach nie dało się zauważyć choćby najcieńszej warstewki zamarzniętej wody. Widać ptaki mają tu ciepło. Względnie ciepło oczywiście. :) Druga połowa jest nieustannie dokarmiana przez spacerowiczów. Właściwie to rzec by należy "dokarmiona". Aż chce się powiedzieć: "Patrz, jakie spasione". :) Zaskoczyła nie tylko ilość kaczek, ale samych odwiedzających, których nie było aż tyle latem. Że nie wspomnę o wyjątkowo pięknej w tym parku jesieni.


Znów pojawia się to samo miejsce, które było głównym bohaterem pewnego zdjęcia z ostatniej wizyty. Tym razem po drugiej stronie rzeczki. I bez takich kolorów. Ale za to z ciekawym wzorem korzeni, które o mały włos bym przegapił. :)


Dalej znany już tunel pod Niestachowską i Rusałka. I tu znowu niespodzianka - czworonożna część ekipy miała nadzieję na buszowanie w śniegu i krzakach, jednak ruch był tak duży, że większość drogi trzeba było przewędrować na smyczy. Można było za to połazić nieco po jeziorze. Choć tylko lżejsi odważyli się na takie ryzyko. Tudzież głupsi o jakieś 3/4. ;)


"Słońce wychodzi, robi się cieplej." Z tym "cieplej" możnaby polemizować. ;) Choć faktycznie, aura zrobiła się nieco przyjemniejsza. Tymczasem słoneczko przebijało się przez ciężkie zimowe chmury. Co prawda nieco nieśmiało, za to wyraźnie podkreślało waciane kształty zabarwiając wszelkimi możliwymi odcieniami żółci i różu niebo i śnieg zalegający zamarzniętą Rusałkę.


Na koniec park pomiędzy stadionem Olimpii, jednostką wojskową (CSWL) oraz zabudowaniami Uniwersytetu Przyrodniczego. Niezbyt duży park, za to ciekawy w związku z licznymi górkami. Tym razem sprawiły one, że cały teren poprzecinany był torami saneczkarskimi. O ile w przypadku Parku Sołackiego z pewną dozą ostrożności należy stwierdzić, że było sporo spacerowiczów, to w przypadku tej okolicy z całą pewnością można powiedzieć, że takich tłumów rosnące tu drzewa jeszcze nie widziały...


I po tym widoku pojawia się swego rodzaju pointa całego spaceru. Bardzo prosta zresztą: "Jazda na sankach. Jedna z tych czynności, która nigdy się nie znudzi, do której zawsze człowieka ciągnie, a która niestety przystoi jedynie dzieciom." (Że nie wspomnieć o tym, że tak wielkich sanek niestety nie robią. :) )

Wracamy zatem na chwilę nad Rusałkę. Gdzie ze ślizgawki większą radochę mieli dorośli niż dzieci. I tak trzymać! Zabrzmi to banalnie ale fajnie byłoby zawsze zostać dzieckiem i cieszyć się z najprostszych rzeczy - z bananem na twarzy wędrować przez życie. Stąd też temat muzyczny:

I'm hoping you learn just like when you were a kid
Let's hop a fence and do what we always did



Mało zdjęć? Niestety. Większość trasy przebyta została na autopilocie, gdy człowiek kompletnie zapomina o szukaniu kadrów przy tak wyśmienitym towarzystwie, za które dziękuję! :)

3 komentarze:

Jotgie pisze...

1. Tak prawdę mówiąc to w Parku Sołackim tych "tłumów" na zdjęciach w zasadzie nie widać.
2. Trafna uwaga! Rzeczywiście, dlaczego dorośli muszą jeździć na sankach przeznaczonych w zasadzie dla dzieci?!
3. Nie bardzo rozumiem ostatnią sentencję - "przebyta na autopilocie", "znakomite towarzystwo" - nie rozumiem o co chodzi. Jaki autopilot, jakie towarzystwo? (czyżby chodziło o Zefira?).

~M pisze...

Że komuś nie wypada? E tam...
A porządne sanki można kupić ;) Dupoloty są też niezniszczalne.

Agnieszka pisze...

buhaha, nie powiem kogo w zeszłym roku bezskutecznie namawiałam na jazdę na sankach ;P Za to ja sobie pozjeżdżałam, nigdy nie jest za późno na takie zabawy ;)