●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

13 stycznia 2010

Wzgórze Sinusoidalne

W pierwszej chwili człowiek tego nie widzi, ale jest to miejsce gdzie stykają się ze sobą całkiem różne cechy. Wystarczy zacząć wymienianie skrajności od dojazdu - jest to dobrze znana lokalizacja ale z samym trafieniem tutaj można mieć pewne problemy. Z powodu jednokierunkowych uliczek wystarczy chwila, dwie nieuwagi i trzeba zrobić niezłe kółeczko, żeby trafić do właściwego wjazdu. Na szczęście chociaż z parkingiem nie ma problemu.

Pierwsze co zaskakuje to odgłosy - nieregularne trzaski. Jak drwal bez poczucia rytmu. To pierwszy dysonans wieczoru - cisza i powaga miesza się z odgłosami pobliskiego boiska hokejowego. Rozczarowuje dzwonnica znajdująca się przed Kościołem Św. Wojciecha. Wspominana w wielu źródłach jako nastarsza drewniana budowla w mieście, z bliska dumnie piętrząca ku nieby pokryty gontem dach, na zdjęciach okazuje się niestety nieciekawym ciemnym klocem. Szczególnie na tle pięknie podświetlonej świątyni.






Dziedziniec przy kościele to kolejna dysharmonia. Witraże świątyni z jednej strony placu odbijają podświetlone tablice pamiątkowe wbudowane w mur otaczający wzgórze. Z drugiej natomiast wpatrują się w kwadratowy, nie pasujący do zabudowy budynek gospodarczy czy też plebanię. Co jednak trzeba przyznać temu miejscu to spokój. Kroczenie po dziedzińcu nosi cechy przeżycia mistycznego. Wręcz bluźnierczy wydaje się odgłos chrupiącego, dziewiczego śniegu.




Cisza jednak mija po opuszczeniu murów, powodując powstanie kolejnej sprzeczności. Spokojny i miły spacer zamienia się w wyprawę z duszą na ramieniu, gdy z dołu uliczki zaczynają dochodzić nieskładne okrzyki dżentelmenów powracających ze spotkania, którego cel jest trudny do zdefiniowania. W przeciwieństwie do jego przebiegu. Rzuca się w oczy mieszana zabudowa. Z jednej strony jezdni znajdziemy odnowioną pyszniącą się kamienicę, z drugiej kawałek beztroskiego nowoczesnego budownictwa.





W zachodniej części wzgórza znajduje się Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan. W zasadzie wygląda jak park. I zimą jest przepiękny. Falisty teren pokryty jest grubą warstwą śniegu, spod którego próbują wydostać się nagrobki. Nad nimi czuwają konary drzew, które mimo braku liści wyglądają dumnie. Pomiędzy nimi - kuliste lampy, których światło podświetla od dołu gałęzie drzew i odbija się od śniegu. Po drugiej stronie drogi rozłożył się pomnik wybudowany "Żołnierzom Armii Poznań". Delikatność cmentarza kontrastuje z surową i krzykliwą gometrią rzeźby. Zachęcające schody umieszczone pod główną płytą obiecują możliwość wspięcia się wyżej. Niestety - jest to tylko sprytne oszustwo. Pomnik jest marzeniem fotografa-matematyka - jego forma praktycznie z każdej strony wygląda dobrze w kadrze. Przynajmniej pod kątem geometrycznym.




Na koniec akcencik filozoficzny. ;) Wpis może sprawiać wrażenie narzekania. Tymczasem tak nie jest. Trudno dostrzec piękno, jeśli w pobliżu nie ma brzydoty. Trudno poczuć, że jesteśmy na szczycie jeśli nie byliśmy wcześniej w dołku. Kontrasty i sprzeczności są cudowne. Niczym matematyczna sinusoida.

5 komentarzy:

Iskierka pisze...

Zachwyciłam się opisem...i wcale nie żartuję...proszę o kolejne :)
Szkoda, że nie potrafię robić nocnych zdjęć...;(

basia pisze...

szkoda, że w ogóle nie potrafię robic dobrych zdjęc...;)

interesująca notka :)pozdrawiam!

~M pisze...

:)
Coś chciałem napisać, ale mi się odechciało ;)

Rzabcio pisze...

Dzięki! :)

~M: Ale się wysiliłeś... :P

Anonimowy pisze...

super ten blog :)będę częściej zaglądać. od wielu lat mam zamiar lepiej poznać Poznań i właśnie to wasze sieciowe miejce możliwe, że okaże się moim natchnieniem :)

~eM