●●● Prędkość naszego życia zależy od zdolności w posługiwaniu się myszką

24 sierpnia 2009

Real City by Night, czyli nocne łowy

(Tło muzyczne: Edward Sheamur - Taxi Ride.)

Piątkowy późny wieczór, w półmrocznym mieszkaniu cisza, komórka się nie odzywa - jedynie pies po cichu mruczy przez sen. Na suficie po dłuższym wpatrywaniu pojawia się napis: "Co by tu porobić?" Jakiś pomysł krąży po głowie ale chwilę zajmuje mu wypłynięcie z meandrów myśli. Napis zmienia się w trzy literki: "CBN". Spojrzenie na aparat - zdaje się być chętny tej idei - lampka ładowania przestała leniwie mrugać i świecąc jednostajnie zachęcająco oznajmia, że akumulatorki są już pełne. Zatem cyfrówka w dłoń, kluczyki i dokumenty w drugą i można ruszać. Jeszcze tylko słowo na do widzenia dla zaspanego, machającego z nadzieją ogonem Zefira: "Dziadzie, teraz nie idziesz. Wracaj spać." Zapraszam na nocne łowy - pola coś upolować...

Jakiś czas temu zrobione całkowicie eksperymentalnie i bez pomyślenia zdjęcie spodobało się kilku osobom.


Z powyższego ewoluował pomysł połączenia jazdy po mieście z fotografowaniem. Co powiecie na nazwę fotocruising? ;) Zastanawiające było jak uda się połączyć te dwa elementy. Początkowo ideą była wyszukiwanie wyłącznie takich ujęć, które można zrobić z samochodu. W teorii wydawało się to interesujące - ciekawe utrudnienie jeśli chodzi o kadrowanie. W praktyce jednak wyniki są średnie - przede wszystkim pod kątem mało ciekawych ujęć. Czasami jednak udaje się coś wymyślić - szczególnie tam, gdzie nie można wysiąść jak na środku ulicy. Część z poniższych zdjęć jest zrobiona z auta. Co ciekawe - czerwone światła, które tak przeszkadzają w codziennej jeździe teraz stały się okazją do sięgnięcia po aparat.


Budowle akademików UP oraz szpitala MSWiA nieustannie przyciągają wzrok podczas wieczornych spacerów. Raz udało się tam zawędrować. Podobnie jak teraz ma się pewne deja vu odnośnie napotkanego widoku. Z czym się kojarzy widok tych akademików?


Budynek szpitala MSWiA. Charakterystyczna fasada daje ciekawe efekty świetlne.


Jeden z akademików oraz szpital w tle.


Na terenie domów studenckich jest sporo drzew śliwek mirabelek. Dla strudzonego wędrowca to okazja do pożywienia się. ;)


I teraz przeskok na drugą stronę miasta - Jezioro Malta. Był to wieczór przed pierwszym dniem kajakarskich Mistrzostw Świata - ruch wokół jeziora prawie jak w dzień. Poza zwyczajowymi piątkowymi imprezowiczami zapełniającymi ogródki oraz wolne ławki w parkach można było napotkać sportowców - spacerujących i trenujących w ostatnich chwilach przed rywalizacją. Była także okazja do usłyszenia kilku obcych języków.


Wieża nad centrum prasowym i trybunami. Patrząc na to zdjęcia ma się wrażenie, że jest z okresu Gwiazdki. ;)


Kino nocne nad Maltą.


Ogólne spojrzenie na Maltę.


Zegar słoneczny. Niestety akurat nie działał... ;)


Blokowiska na Ratajach. Sprzeczne są opinie na ich temat. Większość znanych osób za nimi nie przepada. Jednak dla kogoś, kto większość życia mieszkał w domku jest coś magnetycznego w wielkiej płycie. Ciarki przechodzą na myśl o ilości ludzi w jednym budynk. Tyle myśli, marzeń, problemów i słów na tak małej powierzchni. W każdym oknie zupełnie inny świat - każdy zobrazowany innym kolorem okna. Jedynie światła od telewizorów mrugają za niektórymi szybami w tym samym rytmie.


Smuga na środku ujęcia to... latająca torebka foliowa. Występowała już w jakimś filmie - widać takiej gwieździe jeden film to za mało.



Dwa tygodnie temu odbył się spot fanów Mitsubishi na terenie parkingu centrum handlowego M1 na Franowie. Jak to na poprzednich spotkaniach - zjechało się kilkunastu grzecznych, spokojnych kierowców - auta nie drgnęły z parkinku. Niestety ekipa miała okazaję trafić na spotkanie innych "fanów motoryzacji" i w ciągu kilkunastu minut została otoczona i przytłoczona przez ponad sto aut. Oczywiście długo nie trzeba było czekać na popisy - co to dużo mówić - dym palonych opon dorównywał temu, który przeważnie wydobywa się z fabryki pobliskiego browaru. Nieco ponad godzinę potem odbyła się natychmiastowa ewakuacja poprzedzona nalotem policji. Jedynie ekipa Mitsumaniaków spokojnie czekała na rozwój wydarzeń. Niebieskie auta zastawiły każdy wyjazd z parkingu i zaczęło się trzepanie każdego auta - dokumenty, gaśnica, trójkąt... Po prawie dwóch godzinach podjechali do grupy fanów trzech diamentów, wylegitymowali, poradzili organizować przyszłe spoty "w innym terminie lub miejscu" i życzyli dobrej nocy. Kolejny raz gdy policja stwierdza, że "Mitsumaniaków sprawdzają ostatni raz bo kompletnie nie ma sensu..."

W każdym razie ciekawość zwyciężyła - czy w ten piątek na terenie parkingu będzie tak samo? Faktycznie - było kilkanaście samochodów ale to już nie to samo. Albo też za już było po całej imprezie... Poniżej - rozmazane światła od kółek kręconych przez jednego z kierowców.


Oczywiście nie obyło się bez pozostawienia swojego podpisu i aromatu - palonej gumy. I dwa auta które odjechały od grupy i stanęły stosunkowo niedaleko. Zrobiło się nieswojo...


Droga powrotna wiodła koło Katedry. Most Jordana kusił swoimi światełkami, jednak z powodów logistycznych wyrok na niego został odroczony. Innym razem. Samochód mknie dalej.

Udało się jednak znaleźć fajne miejsce z widokiem na centrum na ulicy Panny Maryi. Oto rezultaty.


Nowe osiedle willi miejskich z ładnie podświetloną elewacją - prosta rzecz, ale dla takich miejsc warto pospacerować jeśli się chce zobaczyć Miasto Nocą.


Elektrociepłownia na Ostrowie Tumskim.


Samotny nocny spacerowicz. Nieco podejrzliwie się przyglądał. Właściwie nie ma się czemu dziwić - kto normalny jeździ po nocy, rozstawia tripod na dachu auta i robi zdjęcia? ;)


Podczas powrotu nie obyło się bez przygód. Most Bolesława Chrobrego, coś nagle przetacza się po dachu. Ułamek sekundy potem słychać metaliczny brzęk za oknem. Atak myśli: "Co to mogło być? Coś spadło? Przecież tu nie ma żadnych drzew ani budynków!" Olśnienie przyszło wraz z czerwonym oślepiającym blaskiem świateł hamowania. "Tuleja do aparatu!" Podczas robienia zdjęć leżała spokojnie na dachu. Po ruszeniu z miejsca przejechała sobie grzecznie 50 metrów na dachu a potem przypomniała sobie o grawitacji... Ciekawe, dlaczego auto cofające na moście na światłach awaryjnych jest takim dziwnym widokiem, że co drugi kierowca musi się przyglądać co się stało. ;) Tulei pozostały trwałe pamiątki po tej przygodzie. Nie ma co kryć - przypominające o głupocie właściciela.

Potem już tylko prosta droga do domu. Cały czas na zielonej fali - nie było kiedy chwycić za aparat. Z tej strony posta nie można oceniać efektów zdjęciowych, ale trzeba powiedzieć, że taka przygoda jest całkiem fajna. Na pewno wymaga powtórzenia. Ktoś chętny na następny raz? :)

6 komentarzy:

Iskierka pisze...

Bardzo ciekawie napisałeś:) Czytając, miałam wrażenie, że wędrowałam nocą z Tobą :) Fotki interesujące:) Szkoda, że nie potrafię robić nocnych zdjęć...:((

~M pisze...

A gdyby tak na dwa samochody wyjechać? :D Mogłoby być zabawnie, tylko kto będzie zdjęcia robił :D

Rzabcio pisze...

Lepiej jednym autem - wtedy nie-kierowca może robić fotki.

Agnieszka pisze...

Ja proponuję pieszo :)

Iskierka pisze...

To ja Was zawiozę bo nie potrafię nocnych pstrykać ... ale musicie obiecać, że zaczekacie ze mną na wschód słoneczka ;)

Jotgie pisze...

Wiadomo, kto będzie robił! Alchemiczka!